Social Icons

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Poszukiwany Colin Firth - Mia March

Uwielbiam intertekstualność w książkach - kiedy w fabule pojawiają się znane mi już wątki czy nawiązania do innych tekstów, filmów, wydarzeń, bohaterowie natychmiast stają się nieco bliżsi a książka szybciej wciąga.
Mia March umieściła nowe bohaterki w świecie znanych nam już postaci z Klubu filmowego Meryl Streep. Tej książce przewodzi inny świetny aktor – Colin Firth. Filmy z jego udziałem stanowią pretekst do życiowych rozważań głównych bohaterek: Gemmy, Veroniki i Bei.
Gemma jest ambitną dziennikarką i szczęśliwą żoną. Gdy traci pracę i dowiaduje się, że jest w ciąży, musi przetransformować myślenie o swojej dalszej karierze. Bea, w rok po śmierci matki, dowiaduje się, że nie była jej biologicznym dzieckiem. Postanawia więc odnaleźć i poznać kobietę, która wydała ją na świat. Veronica pomimo upływu lat wciąż mierzy się ze swoją trudną przeszłością, jednocześnie lecząc dusze mieszkańców Maine wybornymi ciastami: melasowym „Ukojeniem duszy”, limonkowym „Uwierz w siebie”, czy tartą z jagodami „Poczuj się lepiej”. Losy każdej z kobiet przeplotą się ze sobą, czasami będą to sytuacje komiczne, czasem dramatyczne. Szczęśliwie brak w tej książce łzawych przerysowań i melodramatycznych zwrotów fabuły. Czasami nawet, ustami babki jednej z bohaterek usłyszymy życiowe porady:
Ludzie w ciągu twojego życia będą przychodzić i odchodzić od ciebie z różnych, ważnych lub najbardziej prozaicznych przyczyn (…), więc to ty musisz być najlepszą przyjaciółką samej siebie, wiedzieć, kim jesteś i nigdy nie pozwolić sobie wmówić, że jesteś kimś, kim dobrze wiesz, że nie jesteś.
Bardzo podobało mi się włączenie w książkę wątku pysznych, wspierających duszę ciast. Jedzenie w książkach to jeden w moich ulubionych wątków. Dodatkowo nawiązania do filmów z Colinem Firthem, stanowiących pretekst dla bohaterek do przepracowania własnych życiowych dylematów, sprawiały, że książka nie tylko była szybką lekturą na „leniwą niedzielę”, ale też interesującym zbiorem pomysłów na dalsze poszukiwania kulinarne i filmowe.
Wszystkie cytaty, jeżeli nie zaznaczono inaczej, pochodzą z książki: 
March Mia (2014). Poszukiwany Colin Firth. Wydawnictwo Świat Książki.
Recenzję napisano dla serwisu LubimyCzytać.pl

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Im szybciej idę, tym jestem mniejsza - Kjersti Annesdatter Skomsvold

Nie wiedzieć czemu, podczas czytania „Im szybciej idę, tym jestem mniejsza” ciągle miałam skojarzenia filmowe. Przede wszystkim jest to książka nieco surrealistyczna, szczęśliwie nie w stylu „Mullholand Drive” czy „Jak we śnie” (oglądanie tych filmów na krótko przed snem dało mi niezapomniane wrażenia). Główna bohaterka, Mathea Martinsen od razu skojarzyła mi się z „Amelią”.
Narratorka powieści to starsza kobieta, która boryka się z własną samotnością i perspektywą zbliżającej się śmierci. Chociaż całe dotychczasowe życie spędziła w domu, unikając kontaktów z innymi ludźmi (nie licząc męża), postanawia coś po sobie zostawić, być zauważoną. Choć bohaterka nie używa słowa „samotność” – jest ona w jej życiu wszechobecna.
Stoję właśnie i słucham sygnału w telefonie – przypomina mi psalm, którego uczyłam się w szkole podstawowej – kiedy rozlega się dzwonek do drzwi. Z początku uderza mnie myśl, że to Epsilon, ale wiem, że to nie on. Stoję zupełnie cicho, dzwoni jeszcze raz. Odkładam słuchawkę i pochylam się do wizjera. To nie Epsilon (…).
Jej próby nawiązania kontaktu ze światem zewnętrznym utrudnia nieśmiałość (powiedziałabym nawet – fobia społeczna), jednak Mathea podejmuje je z wdziękiem i zaskakującą pomysłowością i humorem.
Epsilon, mąż Mathei, to pracownik centralnego urzędu statystycznego, zafascynowany swoim zawodem. Jest też jedną z niewielu osób, z którymi bohaterka nawiązała w swoim dorosłym życiu bliską relację. Być może, w oczach bohaterki, jest jedyną osobą, która ją dostrzega. Niestety śmierć męża pozbawia ją tej ważnej więzi.
To nie jest książka, w której od razu wiadomo o co chodzi. Zaintrygował mnie też sposób, w jaki na kartach książki przedstawione zostało życie głównej bohaterki i jej męża – kolejne kamienie milowe ich związku, chwile trudne i te przyjemne. Związane z bliskością i z izolacją.
Mathea urzeka mnie dziewczęcością, czarnym humorem i wolą życia – by nie pozostać zapomnianą, ale zapaść w pamięci innych. By chociaż trochę mniej czuć się samotną:
Nie lubię już w nocy leżeć na plecach, czuję się jak trup, zwłaszcza gdy leżę ze złączonymi nogami – a robię tak prawie zawsze – i ze złożonymi rękami. Uczucie, że leżysz w trumnie, jest bardzo nieprzyjemne, więc teraz kładę się głównie na brzuchu z nogami wywiniętymi w górę, mam elastyczne biodra.
Raz po raz zasypiam, a wtedy budzę się na dźwięk telefonu. Nie śmiem go odebrać, jednak Epsilon mówi, że muszę, bo co jeśli to coś ważnego. Ale to tylko sen.
Kjersti Annesdatter Skomsvold zadebiutowała książką niezwykle dojrzałą, a jednocześnie dowcipną. To jedna z takich książek, które czyta się kilka razy i za każdym razem znajduje się dla siebie coś innego albo… zostawia się ją, zdumiewając absurdalnością narracji. Na pewno jednak nie jest to książka nijaka.
Wszystkie cytaty, jeżeli nie zaznaczono inaczej, pochodzą z książki: 
Annesdatter Skomsvold Kjersti (2014). Im szybciej idę, tym jestem mniejsza. Wydawnictwo Media Rodzina
Recenzja napisana dla serwisu LubimyCzytać.pl

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Zasrane życie mojego ojca, zasrane życie mojej matki i moja zasrana młodość - Andreas Altmann

Andreas Altmann jest współczesnym dziennikarzem podróżniczym, który napisał szereg książek, ilustrujących jego wizyty w różnych krajach. Niedawno jednak opublikował autobiografię, pozwalającą przyjrzeć się jego życiu osobistemu. Nietrudno domyślić się, jakie były to doświadczenia, skoro autor zatytułował książkę: „Zasrane życie mojego ojca, zasrane życie mojej matki i moja zasrana młodość”.
To książka, którą czytałam z zapartym tchem. To książka, po której nie mogłam wydusić z siebie słowa. Na przemian wzdrygając się i odkładając tekst, brnęłam w niego dalej. Z kart książki wyłaniał się obraz dzieciństwa pełnego przemocy. Andreas jako dziecko tak bardzo łaknął uczucia matki, że sięgał nawet po autodestrukcję – wstrzymywał potrzeby fizjologiczne, obgryzał paznokcie do krwi. Z tymi przeżyciami autora łączyły mnie tylko litery, zapisane kilka dekad później. Mimo to były dla mnie bardzo trudne do przetrawienia:
Gdy jedna trzecia już była obgryziona, gryzłem mięso z prawej i lewej strony paznokcia. Gdy i tam nie było już nic do obgryzienia, zdejmowałem buty i brałem się za paznokcie u nóg, pomagając sobie krwawiącymi tymczasem palcami rąk. I wszystko to zjadałem. Zjadałem siebie. Zwracano mi uwagę, krzyczano na mnie, wskazywano na obrzydliwe skutki. (…) Były dni że przychodziłem do niej [matki] z tuzinem plastrów, boso, wyciągając ręce do góry: „Patrz, jak krwawię”, co miało znaczyć: „Patrz, chcę twojej miłości”.
Robił wszystko, by dostać choć trochę uwagi, odrobinę miłości:
Gdy tylko oddalałem się od przepaści, ona oddalała się także. Tylko będąc w niebezpieczeństwie, nie, tylko będąc w najwyższym niebezpieczeństwie, miałem do niej prawo.
Trudna relacja z matką stanowiła jednak tę lepszą część jego życia, ponieważ gdy na horyzoncie pojawia się ojciec Andreasa, były esesman, ciężko doświadczony II wojną światową, jego życie zamienia się w koszmar. Pasmo upokorzeń, nieustannego lęku, przemocy fizycznej i psychicznej, przymusowa praca ponad siły i nienawiść. Nienawiść do samego siebie i do ojca kata. Uczucie, które pozostanie z nim pewnie na zawsze. I jeszcze poczucie winy, nie mniej niszczące niż ciosy.
Książki o przemocy zawsze są poruszające. Wskazują na to, jak bardzo krzywdzenie dziecka oddziałuje na jego myślenie o sobie, jak nienawiść i przemoc niszczą człowieka. Altmann odrzuca wiarę katolicką, pisze dużo o swoich przemyśleniach z przeszłości i o tym, jak postrzega siebie i swoje rodzinne relacje dzisiaj. Choć w swoim życiu próbował wielu dróg, udało mu zająć się czymś, co naprawdę go interesowało. Bo nie jest to tylko książka o porażkach, to przede wszystkim zapis ludzkiej niezłomności, tego, jak pomimo ekstremalnie trudnych warunków człowiek może starać się o lepsze życie i rozkwitnąć, zrealizować swoje marzenia i żyć na przekór bliskim, którzy pchali swoje dziecko ku destrukcji.
Wszystkie cytaty, jeżeli nie zaznaczono inaczej, pochodzą z książki: 
Altmann Andreas (2014). Zasrane życie mojego ojca, zasrane życie mojej matki i moja zasrana młodość. Wydawnictwo Czarna Owca.
Recenzję napisano dla serwisu LubimyCzytać.pl

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Hawajskie alibi - Carol Snow

Jane Shea jest zawsze świetnie zorganizowana – uwielbia listy i skrupulatne planowanie. Kiedy więc jej chłopak Jimmy zaprasza ją na fantastyczne wczasy na Hawajach na wyspie Maui, opracowuje z niezwykłą starannością plan całego pobytu. Jimmy, nieziemsko przystojny właściciel rozwijającej się firmy produkującej oryginalne pianki i skafandry dla nurków, aktualnie pracuje jako kelner, by wspierać rozwój interesu. Ma właściwie odwrotne podejście do życia – kocha spontaniczność i rzadko jego plany układają się w przewidywalny schemat.

Kiedy szczęśliwa para dociera na wyspę, na miejscu okazuje się, że rezerwacja pokoju w ekskluzywnym hotelu gdzieś się zawieruszyła. Przenoszą się więc do taniego motelu. Jimmy znika w celu załatwienia interesów firmowych. Podczas pewnej nurkowej wyprawy nie wypływa na powierzchnię. Przerażona Jane zawiadamia różne służby, chcąc odnaleźć ukochanego. Jednak ani ciała, ani żywego Jimmy'ego nigdzie nie ma. Podczas śledztwa na jaw wypływają pewne zaskakujące fakty i wtedy akcja na dobre się rozkręca.
Zawirowania fabuły dają dużo satysfakcji podczas czytania, bo podejrzenia co do dalszego jej przebiegu zazwyczaj okazują się fałszywe (przynajmniej moje). To interesująca lektura, doskonała na długie podróże czy letnie wygrzewanie się na słońcu. W porównaniu do innych książek z serii „Gorzka czekolada” nieco ustępuje im w poziomie, ale wciąż jest to przyjemna rozrywka ze sporą dawką nieprzewidywalności. Dodatkową zaletą jest interesująca kreacja głównej bohaterki, której neurotyczność i chęć poukładania wszystkiego niezwykle kontrastuje z sytuacją, w której niespodziewanie się znajduje. No i jak przystało na Hawaje, będzie taniec hula i drinki z palemką. Warto też zwrócić uwagę na opisy różnych lokalizacji na wyspie Maui – brawo dla autorki za przybliżenie czytelnikom lokalnych atrakcji i typowych hawajskich smakołyków. Carol Snow zainteresowała mnie swoją prozą i pracą nad szczegółami książki, chętnie sięgnę po więcej powieści jej autorstwa.
Recenzję napisano dla serwisu LubimyCzytać.pl

 

Sample text

Sample Text

Recent Comments Widget

Sample Text