Social Icons

czwartek, 29 sierpnia 2013

Pułapki myślenia. O myśleniu szybkim i wolnym - Daniel Kahneman

Intuicja często ułatwia życie. Wrażenia i odczucia pomagają dokonywać właściwych wyborów czy szybko reagować za kierownicą. Umysł wykonuje milczącą pracę, z której biorą się wrażenia, domysły i wiele naszych decyzji. Ta książka nie jest jednak peanem na cześć intuicji. Choć Daniel Kahneman uznaje jej zalety, przede wszystkim wskazuje na błędy poznawcze, których powszechnie dokonujemy, ufając naszym odczuciom i popełniając grzech nadmiernej pewności siebie. Celem noblisty jest przeniesienie wiedzy naukowej pod strzechy, by każdy Kowalski mógł postrzegać wybory innych nie tylko przez pryzmat własnych intuicji, ale wiedzę naukową. Być może dostrzeganie błędów u innych doprowadzi do zmiany u nas samych.


Tak więc bardzo zwodnicze jest przekonanie, że ludzkie (a zwłaszcza te moje!) decyzje są na ogół dobrze uargumentowane, wybory konsumenckie niezależne od wpływów mediów, a przekonania oparte na wnikliwej obserwacji rzeczywistości. Dlatego warto pochylić się nad lekturą tej odkrywczej książki-biblii ludzkiego myślenia i sprawdzić, kiedy powinna zapalić się w głowie czerwona lampka, by uniknąć zniekształceń poznawczych.




Dobrym przykładem zawodności intuicji jest ocena prawdopodobieństwa:
Pytanie na temat prawdopodobieństwa aktywuje umysłową strzelbę, która strzela skojarzeniowym śrutem, przywołując z pamięci odpowiedzi na łatwiejsze pytania.



Odpowiadanie na łatwiejsze pytanie to interesujące zjawisko polegające na tym, że jeżeli nasz umysł nie zna odpowiedzi na złożone pytanie, zastępuje je łatwiejszym, na które właśnie udzielamy odpowiedzi. I tak w przypadku pytania o to, w jakim stopniu jesteśmy zadowoleni ze swojego życia w ostatnim czasie, nasz umysł podsunie nam pytanie: w jakim teraz jesteś nastroju? Zastępowanie wydało mi się niezwykle interesujące, zwłaszcza gdy mowa o prognozach politycznych („czy ten kandydat daleko zajdzie w polityce?” zastępowane „czy ta osoba wygląda na zwycięskiego polityka?”).



Warto jednak wspomnieć, że była to dla mnie lektura wymagająca skupienia. Nie ze względu język, bo styl autora jest spójny, logiczny i nie bez poczucia humoru. Jednak nowa wiedza, mnogość terminów (średnio w każdym rozdziale poznajemy nowe zjawisko) wymagają uwagi i pewnego rodzaju „studiowania”. Ale warto. „Pułapki myślenia” pozwalają inaczej spojrzeć na własne i cudze decyzje, przekonania i to, na jak lichych podstawach opieramy własne przekonania.

„Pułapki myślenia” to nie tylko podręcznik funkcjonowania ludzkiego rozumowania, to też autobiografia autora - opis jego kariery, przyjaźni naukowych czy anegdot o mniej i bardziej udanych badaniach, dzięki którym otrzymał później nagrodę Nobla. Jest to też świadectwo pasji, jaką może być nauka i poszukiwanie odpowiedzi na pytanie – jaki jest człowiek?


Recenzja napisana dla serwisu Lubimy Czytać.
Wszystkie cytaty, jeżeli nie zaznaczono inaczej, pochodzą z książki: 
Kahneman, Daniel (2012). Pułapki myślenia. O myśleniu szybkim i wolnym. Media Rodzina.

czwartek, 22 sierpnia 2013

Listy terapeutyczne. Znaleźć to, co działa - Bert Hellinger

W psychoterapii nie ma uniwersalnych rozwiązań, które można by zastosować w każdym przypadku ze 100% skutecznością. Jest to więc metoda pomocy stawiająca wiele wyzwań wobec tych, którzy ją stosują i którzy z niej korzystają. Niefortunne porównanie psychoterapii do medycyny tylko fałszuje jej istotę. Nie ma bowiem „pigułki” szczęścia, adekwatnej samooceny czy świadomego wchodzenia w nowe relacje miłosne. Psychoterapeuta nie ma dostępu do obiektywnych danych w postaci wyników badania krwi, moczu czy wymazu z gardła, by zaaplikować właściwe oddziaływanie. To pacjent czy klient (nazywany inaczej w zależności od podejścia w psychoterapii) jest odpowiedzialny za zmianę, której dokona w życiu, nie żadna tabletka czy terapeuta. A jednak psychoterapia jest skuteczna i daje dobre wyniki. Jak więc terapeuci znajdują to, co działa? Uprzedzam od razu, że nie poznamy odpowiedzi na to pytanie, bo techniki pracy terapeutów dostępne są w książkach o tej tematyce. W „Listach terapeutycznych” poznamy za to wypowiedzi jednego z popularniejszych współczesnych terapeutów i jego propozycje na to, co działa.


„Listy terapeutyczne” to zbiór listów, które Bert Hellinger napisał w odpowiedzi na wysłane do niego zapytania. Myślę, że gdyby opublikowano listy nadawców, książka bardziej działałaby na wyobraźnię. Zrozumiałe jest jednak, że ze względu na prawa autorskie nadawców, nieraz anonimowych, opublikowanie zapytań było niewykonalne. O treści listów dowiadujemy się zaledwie tyle, ile napisane jest w nagłówku danego rozdziału, więc trudno wyobrażać sobie jakąś osobę i jej problem, jeżeli opisywany jest tylko przez jedną stronę. W jednym czy dwóch miejscach książki pojawia się odpowiedź nadawcy, jednak jest to wyjątek.



Warto nadmienić, że Bert Hellinger to w psychoterapii postać bardzo kontrowersyjna. Stworzył metodę terapeutyczną zwaną „ustawieniami rodzinnymi”, w której wykorzystane jest zjawisko, że osoba, symbolicznie postawiona w miejsce członka rodziny pacjenta, ma takie same odczucia, jak ten krewny, mimo że nic o nim nie wie (ustawień dokonuje się zawsze przypisując role całej rodzinie). Brzmi jak szarlataństwo, prawda? Tak też jest traktowane przez grom specjalistów, nikt bowiem nie wyjaśnił, w jaki sposób ten fenomen funkcjonuje. Metoda stosowana jest w kilkudziesięciu krajach świata, osiągając dużą popularność i powodując jeszcze większą falę krytyki. Obecnie, Bert Hellinger w swojej pracy terapeutycznej wykracza poza ramy psychoterapii naukowej, w swoich książkach akcentując aspekt duchowy. W związku z tym, nawet zwolennicy metody ustawień odcinają się od jego duchowej posługi, bo ta już wkracza w obszary, do których psychoterapia nie rości sobie praw. Dlatego do tego, co Hellinger pisze o różnych zaburzeniach psychicznych, również w Listach… warto mieć dużo dystansu i nie brać tego co pisze za pewnik, ale za jego osobisty punkt widzenia, poparty co prawda wieloletnim doświadczeniem, ale nie mający żadnych podstaw naukowych. Być może kiedyś ktoś wyjaśni tajemnicę ustawień i nada znaczenie opiniom Hellingera, póki co jednak, jego twierdzenia można traktować jako złote myśli. Nic ponadto.




Recenzja napisana dla serwisu Lubimy Czytać.
Wszystkie cytaty, jeżeli nie zaznaczono inaczej, pochodzą z książki: 
Hellinger, Bert (2012). Listy terapeutyczne. Znaleźć to, co działa. Czarna Owca.

niedziela, 11 sierpnia 2013

Drugi kod. Epigenetyka, czyli jak możemy sterować własnymi genotypami - Peter Spork


No! Nareszcie! Długo przymierzałam się do recenzji tej książki, zdążyłam w tym czasie przeczytać ją prawie dwa razy (bardzo rzadko wracam do tej samej lektury) w poszukiwaniu jakiegoś genialnego fragmentu, którym chciałam się z kimś podzielić… Ale zacznę od początku.

Drugi kod. Epigenetyka, czyli jak możemy sterować własnymi genotypami Petera Sporka przedstawia nam całkiem nową gałąź nauki – epigenetykę. Sam autor tłumaczy ją następująco:


Gdyby ludzie byli komputerami, wtedy ich geny tworzyłyby hardware. W takim wypadku jednak musiałby istnieć również software – i ten właśnie od paru lat usiłują odcyfrować epigenetycy. Badają elementy naszego genotypu, które go programują i mówią mu, jaki gen ma być użyty a jaki nie.

Podobnie jak software decyduje o tym, czy używamy komputera do obróbki tekstu, grafiki (…), tak nasze komórki zawdzięczają swoje funkcje epigenetycznemu oprogramowaniu: czy mają służyć do myślenia, trawienia, produkcji hormonów, czy do walki z chorobami. A kto jest w stanie przeprogramować ten software w określonym celu, ten będzie mógł w sposób przełomowy wykorzystać niesłychany potencjał tkwiący w genach.


Gdybym nie usłyszała o epigenetyce na konferencji naukowej, zamknęłabym książkę po takim wstępie, uznając, że prawdopodobnie mam do czynienia z literaturą z pogranicza parapsychologii, czy innych teorii astralnych nie bardzo powiązanych z rzeczywistością.

Pomijając pierwszy rozdział, książka jest pisana językiem wartkim, interesującym i wciąga do szpiku kości (tak się da?). Pierwszy rozdział jest nieco trudniejszy w odbiorze, bo autor, jako neurobiolog, pozwala sobie podjąć trud wytłumaczenia czym procesy epigenetyczne są – nie jest to zadanie łatwe!

Jeżeli więc z biologią nie macie nic wspólnego, polecam rozpoczęcie lektury od rozdziału drugiego. Chociaż… sam autor przyznaje:

Dzisiaj biolodzy zajmują się tak skomplikowanymi sprawami, jak badanie mózgu, biologia systemowa czy genetyka molekularna. W takiej sytuacji, nawet biologowi z doktoratem może się przydarzyć, że siedząc w sali wykładowej i przysłuchując się z zainteresowaniem wyjątkowo kompetentnym, uznanym i w większości nawet habilitowanym biologom – wiele z tego, co usłyszy, po prostu nie zrozumie.


Po własnym doświadczeniu tego typu autor zarzucił nawet projekt stworzenia tej książki – jednak szczęśliwie – zdecydował się jednak ją napisać.

Trochę już się rozpisałam, ale nie jestem pewna czy wyjaśniłam czym jest epigenetyka. Spróbuję tak – poczynamy się (sic!) z „wykutym w skale” genotypem, jednak w trakcie naszego życia od tego momentu pewne rzeczy mogą być u nas włączone lub wyłączone i reprezentuje się to w funkcjonowaniu komórek i DNA, które złożone jest też z tego, czego doświadczamy w trakcie życia. Tu zakończę tłumaczenie, ponieważ nie czuję się dość kompetentna do objaśniania tych zawiłych treści.

W tej książce możemy przeczytać jak wczesne doświadczenia w łonie matki i pierwsze miesiące już na świecie wpłyną na nasze reagowanie na stres, skłonność do chorób krążenia i psychicznych czy system odpornościowy, a nawet... regulację ciepłoty ciała (!). Poznamy też wpływ naszych zachowań na długość życia i jakie zachowania mogą tę długość zmienić.

Wreszcie dowiemy się, jakie znaczenie dla rozwijającego się płodu ma spożywanie alkoholu przez matkę w ciąży (fantastyczna lektura dla przyszłych rodziców). To chyba mój ulubiony temat, bo FAS (Płodowy zespół alkoholowy) wciąż jest niedoceniany w potocznym myśleniu ("co, kieliszek wina nie zaszkodzi, na pewno!").

Autor przedstawia swoje rozmowy z naukowcami zajmującymi się epigenetyką, prezentuje nie tylko ich badania, ale też poglądy, co może nieco zmylać, bo jednak opinie bywają obalane przez badania, nie mniej jednak jest to pozycja niezwykła i stanowi jedno z największych moich naukowych odkryć ostatniego kilkulecia.

Przypomniało mi się jeszcze, że autor dzieli się refleksjami naukowców badających bisfenol (występuje często w plastikach codziennego użytku) – jeszcze całkiem niedawno „modnego” w mediach.

Polecam rękami i nogami, mając nadzieję, że moja recenzja pobudzi interesujące dyskusje na temat epigenetyki. Zdaję sobie sprawę, że do tematu podchodzę entuzjastycznie, a przecież ta gałąź nauki jeszcze raczkuje, większość badań póki co była wykonywana na zwierzętach (jak wiemy, w ograniczonym stopniu możemy przekładać je na ludzi), jednak w kwestii dzieci, łącząc moją wiedzę z neuropsychologii z komentarzem neurobiologów i ich badań (przeprowadzonych tym razem na ludziach) – napawa mnie zachwytem i nadzieją na to, że wreszcie bliżej przyjrzymy się warunkom, jakie nas kształtują.

Dla zainteresowanych pogłębieniem tematu, artykuł z Wiedzy i Życia o epigenetyce.


Komentarz z 27.09.2014: Zauważyłam, że ta recenzja cieszy się dużą popularnością. Jeżeli macie w zanadrzu jakieś inne książki dotyczące epigenetyki - proszę podzielcie się ze mną. Chętnie poczytam. Mogą być po angielsku. Artykułami też nie pogardzę.

środa, 7 sierpnia 2013

Znaczenie miłości.Jak uczucia wpływają na rozwój mózgu - Sue Gerhardt

Poznanie teorii więzi było dla mnie naukowym objawieniem. Noworodki z ryczących za mamą, rozhisteryzowanych istot stały się osobami, z instynktami świetnie zaprojektowanymi przez naturę. To dla mnie dziś takie oczywiste, że maluch płaczący za próbującą oddalić się mamą, nie robi nic innego, jak walczy o swoje przetrwanie, korzystając z dostępnych, ograniczonych środków jakie posiada. Toteż nie powinno nikogo dziwić, jak duże znaczenie ma to, jak ta mama zachowuje się w pierwszym roku (i później) w stosunku do dziecka. A także to, że na podstawie tych pierwszych doświadczeń, człowiek wytwarza sobie matrycę, niejako „podręcznik” wewnętrzny, mówiący o tym, jacy w relacjach z nim są inni ludzie i co powinien myśleć na swój temat. Czy może liczyć na innych, czy musi radzić sobie sam? Czy jest osobą ważną, czy może godnym pożałowania śmieciem? Czy powinien cały czas mieć się na baczności, bo nie wiadomo co złego się stanie?

To książka, po której wiele się spodziewałam. I faktycznie, stanowiła dla mnie potwierdzenie tego, czego nauczyłam się na studiach o teorii więzi. Niestety, wraz z wysokimi oczekiwaniami, doświadczyłam też małych rozczarowań. O nich jednak za chwilę.

Jakiś czas temu opublikowałam recenzję książki Tomasza Stawiszyńskiego, Potyczki z Freudem. Mity, pułapki i pokusy psychoterapii, z tego co wiem, Tomasz Stawiszyński, kolejny tropiciel głupot w naukowej psychologii, zgadza się z jego poglądami jakoby dzieciństwo nie miało wielkiego znaczenia w naszym rozwoju. Ta książka stanowi odpowiedź na tę wątpliwość i dostarcza dowodów o dużej sile  - bo mających swoje uzasadnienie w neurobiologii.

Wiele odkryć naukowych w dziedzinie emocji przypomina ponowne wynalezienie koła. Potwierdzają one znaczenie dotyku, wrażliwości na potrzeby, poświęcania ludziom czasu.

Tak też się czułam podczas studiów, gdy moja wiedza z zakresu popularnej psychologii wychowawczej zetknęła się z nauką. Nierzadki w poradnikach dla dzieci jest ton, że noworodkowi trzeba „pokazać”, trzeba go nauczyć samodzielności, więc niech wypłakuje się godzinami, ćwicząc płuca. Oczywiście troszkę wyolbrzymiam poradnikowe rady, ale idea noworodka-wroga, którego trzeba zdominować pojawia się tu i ówdzie (patrz: Tracy Hogg).

Jeżeli zastanawia was, dlaczego warto zostać z dzieckiem przez pierwszy rok życia w domu lub wybrać opiekunkę zamiast żłobka – lekturę polecam. Dowiemy się z książki, jak wpływać na systemy kształtowania się reakcji na stres u dziecka czy jak sprawić by było ufnie przywiązane (istnieją jeszcze dwa style przywiązania, te niestety nazywane są lękowymi, w zasadzie to trzy, ale ten trzeci już jest zaliczany do patologii). Wreszcie, książka opisuje, co dzieje się, gdy opiekun zamiast być wrażliwym i uważnym na potrzeby dziecka, zaniedbuje go, stosuje przemoc lub koncentruje się bardziej na sobie niż dziecku (np. doświadcza depresji). Właściwie to książka skupia się na tym aspekcie, co było jednym z małych rozczarowań podczas tej lektury. Książka bowiem dobija. Wystarczy spojrzeć na tytuły podrozdziałów: „destrukcyjny kortyzol”, „aktywna krzywda”, „udręka”, „pierwotna wina”. Dowiemy się o wszystkich najgorszych efektach traktowania niemowląt, później dorosłych ludzi. Pewnie, pojawiają się historie pozytywne, ale niestety są w mniejszości.

Nie chcę zbytnio wchodzić w terapeutyczne stereotypy, ale… autorka jest psychoanalitykiem. I mam wrażenie, że podejście tej metody (postrzeganie człowieka przez pryzmat jego nierozwiązanych nieświadomych konfliktów i ogólnie - zaburzeń) definiuje trochę dominowanie tego pesymistycznego tonu, w jakim autorka się wyraża. Dlatego mam ogromną nadzieję, że Więź daje siłę Evelin Kirkilionis będzie tą pozycją, w której przeczytam o tych wszystkich dobrych rzeczach płynących z korzystania z wiedzy naukowej do wychowania dziecka o bezpiecznym/ufnym stylu przywiązania.

Nie znaczy to jednak, że książki nie polecam. Uważam ją za podstawę wiedzy każdego psychologa klinicznego dziecka, wychowawcy pracującego w domu dziecka, rodzica adopcyjnego czy każdego człowieka, który chce trochę zrozumieć, jak krzywda w pierwszych latach życia może mieć szkodliwy skutek dla późniejszego funkcjonowania. Niestety, ubolewam nad tym, że z równą intensywnością książka nie pisze o rezyliencji – zdolności do przetrwania i poradzenia sobie, mimo bardzo trudnych doświadczeń, dzięki posiadaniu ciepłych, bliskich relacji i własnej osobowości i talentach. Ale tak jak mówię – myślę że Więź daje siłę będzie dobrym uzupełnieniem tej pozycji. Na pewno napiszę jak tylko przeczytam.

czwartek, 1 sierpnia 2013

Ferajna z herbowej ulicy - Jerzy Kasprzak


Z obchodami rocznicy Powstania Warszawskiego jest związana piękna tradycja - . Dzień przed 68. rocznicą wielu moich znajomych linkowało do krótkiego, wzruszającego filmu There is a city. W takim nastroju ja, miłośniczka książek Stanisława Grzesiuka, zabrałam się do lektury „Ferajny…” opowieści z sąsiedniej ulicy, nieco młodszego kolegi z czasów II wojny światowej, Jerzego Kasprzaka.
Kasprzak barwnym językiem opisuje swoje dzieciństwo w warszawskich Sielcach. Na krótkie chwile lektury przeniosłam się do niesamowitej starej Warszawy, szumiących Łazienek, gdzie mieszkały karpie (pewnemu łobuzowi udało się nawet jednego złowić!), do świata, w którym emocje wzbudzał przejeżdżający samochód z unoszącą się za nim przyjemną wonią benzyny.
Poznajemy realia przedwojennego życia, by później przenieść się w wojenną zawieruchę widzianą oczami kilkunastoletniego harcerza, pracownika poczty polowej każdego dnia narażającego życie. To opowieść o traumie i przyjaźni, małych i większych cudach i zbiegach okoliczności, które sprawiły, że Kasprzakowi udało się przeżyć wojnę. Jerzy Kasprzak przebrany za dziewczynkę, ratujący się podstępem z rąk niemieckich żołnierzy. I ten język, tak zupełnie dla mnie tamten, dawny:
Mijamy po prawo sielecki park. Ech, łza się w oku kręci. Tyle tutaj fajnych przeżyć. Mijamy huśtawki-łódeczki – tuż przy torze kolejki wilanowskiej. Tak się kiedyś tutaj nahuśtałem, aż do zarzyg…
- Patrz, Jurek – kościół dostał w prawą burtę, to na pewno bomba – jesteśmy blisko Chełmskiej.
- (…) wiesz, skoczymy na chwilę na stronę, niby za swoją potrzebą (…) – Wal im po swojemu.
Janek: Bitte herren – i tłumaczy – trochę słowem, trochę na migi, czyniąc zrozumiały przysiad. – Dostajemy zgodę. – Nur funf minute – żołnierze przysiadają na krawężniku, zapalając po papierosie, a my skaczemy w prawo, znikając w ruinach pobliskiej posesji. I tyle mieli z nas pożytku. U samego progu naszych Sielc.
Kiedy czytam takie historie, opowieści snute przez sieleckiego „wróbla”, młodego powstańca i kuriera poczty polowej, nie zastanawiam się nad strategicznym sensem lub bezsensem powstania, o którym w ramach 68. rocznicy głośno się dyskutowało. Niekłamany podziw wzbudza we mnie ludzka niezłomność i wola przetrwania, choć wszystko już wydaje się być stracone.
Recenzja napisana dla serwisu Lubimy Czytać.
Wszystkie cytaty, jeżeli nie zaznaczono inaczej, pochodzą z książki:
Kasprzak, Jerzy (2012). Ferajna z herbowej ulicy. Wydawnictwo Veda.
 

Sample text

Sample Text

Recent Comments Widget

Sample Text