Social Icons

poniedziałek, 24 listopada 2014

Ekonomia gastronomia. Jedz lepiej i wydawaj mniej - Allegra McEvedy, Paul Merret

Pewnego wieczoru, wiedziona instynktem jedzenia, włączyłam program w stylu „Bądź chudszy, będziesz szczęśliwszy” czy „Schudnij, módl się, a może pokochasz siebie”. Dramatycznym momentem w każdej z tych produkcji jest scena, w której główny bohater znajduje na stole w kuchni albo w sypialni zestaw dań, które zjada przez tydzień. Po kilku wzruszających ujęciach zaskoczonej twarzy czy obrzydzenia następuje moment prawdy – deklaracja chęci zmiany swojego odżywienia na zdrowsze. Deklaracja bez czynów to czcza gadanina, toteż bohater odcinka wraz z dietetykami przystępuje do opróżniania półek i wszystko, co nie kwalifikuje się do nowego stylu odżywiania, ląduje w koszu na śmieci. Horror. Gdyby oglądała to moja babcia, należąca do pokolenia wojennego, z pewnością popukałaby się w czoło na niefrasobliwość producentów programu i jawne marnotrawstwo.
Federacja Polskich Banków Żywności szacuje, że około 24% Polaków wyrzuca żywność (tyle się przyznaje).) W efekcie, w domach wyrzuca się jej dwa miliony ton (stan na 2010 rok)! Ile to pieniędzy? Jak przestać marnować, a zacząć korzystać ze środków, których nie wydamy na wyrzucone jedzenie? Przyjrzyjmy się propozycjom Allegry McEvedy i Paula Merretta.
Wbrew pozorom, „Ekonomia gastronomia” nie zachęca do oszczędzania na jedzeniu. I chociaż znajdziemy tam przepisy, jak zrobić coś z niczego, główny nacisk położony został na jakość jedzenia i unikanie marnotrawstwa. Znajdziemy listę składników niezbędnych w każdej domowej spiżarni, by w razie niespodziewanych wydarzeń mieć coś do jedzenia, dowiemy się, jak wykorzystać kurczaka do ostatniej kosteczki, poznamy też kilka przepisów podstawowych, jak z jednej potrawy wyczarować dwie kolejne (i porcję na później do zamrożenia).
Paul i Allegra zabierają nas w podróż po pomysłowych potrawach przeznaczonych na różne okazje, a także dzielą się swoją wiedzą praktyczną. Przede wszystkim podają przepisy na obiady i kolacje w środku tygodnia, na domowe wersje jedzenia na wynos czy na spotkania z przyjaciółmi. Jednak najbardziej inspirujące są porady, jak zoptymalizować swój pobyt w kuchni („pracuj mądrze, a nie ciężko”) czy jak korzystać z klęsk urodzaju. Zarządzanie własną kuchnią rozłożone jest na czynniki pierwsze – od organizacji spiżarni i kuchennych przyborów, przez gotowanie na zapas i mrożenie, po planowanie posiłków z tygodniowym wyprzedzeniem i niby zwyczajne – robienie zakupów z listą.
Książka ma też wymiar antropologiczny. Poprzez krytykę bezmyślnego konsumpcjonizmu Brytyjczyków możemy zobaczyć, jak wygląda angielski rynek dań gotowych (autorzy przykładowo zniechęcają do kupowania ugotowanego już (!) ryżu czy obranych ziemniaków). Jeden z przepisów zdradza nawet, jak bardzo Paul Merrett i Allegra McEvedy zanurzeni są jednak w kulturze marnotrawstwa – w przepisie na bulion z kurczaka instruują, by wyrzucić warzywa z przygotowanego wywaru! Nieskromnie powiem, że zrobiłabym z ugotowanej marchewki, cebuli i pora lepszy użytek – zupa krem czy warzywa do potrawki nie chodzą przecież piechotą. Mam poczucie, że ze względu na wieloletnią sytuację polityczną idea ekonomicznego gotowania jest dużo bliższa Polakom niż Brytyjczykom, którzy braku żywności doświadczyli tylko po wojnie.
Książka kończy się niespodziewanie. Chociaż każdy przepis i rozdział opatrzony jest komentarzem autora, zaciaśniającym więź mistrz-uczeń, po ostatnim przepisie nie ma w zasadzie nic! Na jednej stronie mamy przepis na szprycer winogronowy, a na następnej indeks (świetnie opracowany!) i podziękowania. Żadnego słowa otuchy dla czytelnika, który właśnie nabył nową wiedzę i wyrusza w odmęty własnej kuchni ekonomicznie gospodarzyć.
Pomimo kilku drobnych niedociągnięć książka spełnia swoje zadanie. Czuję się bardziej świadoma tego, jak warto pracować w kuchni, jak planować posiłki i zakupy, by nic się nie zmarnowało. Przy okazji poznałam też kilka nowych przepisów, możliwych do realizacji w polskich realiach. Książka nadaje się więc świetnie na oryginalny prezent ślubny czy na wyprawkę dla świeżo upieczonego studenta – jest też ładnie wydana, z twardą, woskowaną okładką. Czy jednak to wystarczy, by zainteresować polskiego czytelnika, zaprawionego w boju oszczędnego gospodarzenia? Jestem tego bardzo ciekawa.
Recenzję napisano dla serwisu LubimyCzytać.pl


Bardzo podobają mi się książki o oszczędnym gotowaniu i dobrym organizowaniu kuchni, jeżeli znacie inne tytuły, zachęcam do podzielenia się :)

poniedziałek, 17 listopada 2014

Seks na księżycu - Ben Mezrich

Ben Mazerich to autor, który wie, jak na podstawie interesujących faktów napisać jeszcze lepszą powieść. Na jego koncie znajduje się między innymi książka Miliarderzy z przypadku, na podstawie której w 2010 roku nakręcono film The Social Network. Ta sama wytwórnia wykupiła też prawa do ekranizacji „Seksu na księżycu”.
Gdy zobaczyłam w wiadomościach następujące wydarzenia, przyszło mi do głowy, że Ben Mazerich już zaciera ręce na nową powieść: trójka aktywistów (w tym 82-letnia zakonnica) włamała się bowiem w sierpniu do podobno jednego z najpilniej strzeżonych obiektów na świecie – Y12 National Security Complex, gdzie przechowywane są ogromne ilości wzbogaconego uranu (jest podstawowym składnikiem m. in. broni jądrowej). Bez problemu przeszli wszystkie trzy poziomy ochrony (wyłączone) i na szczęście pokojowo demonstrowali zaledwie 6 metrów od niebezpiecznego ładunku. Zostali pojmani dopiero po kilku godzinach pobytu w budynku…
„Seks na księżycu” opowiada nieco inną historię, ale z podobnym motywem pilnie strzeżonego budynku zawierającego superrzadką substancję – skałę księżycową. Thad Roberts, stażysta prestiżowego programu NASA, postanawia wykraść skałę księżycową dla kobiety, w której zakochuje się bez pamięci. Czy skałę uda się wykraść? Czy Thad będzie w stanie ją sprzedać?
Poznajemy Thada Robertsa, gdy zostaje wykluczony z mormońskiej wspólnoty, a nawet z rodziny, bo przyznaje się do uprawiania seksu pozamałżeńskiego ze swoją dziewczyną, później żoną. Próbując odpowiedzieć sobie na pytanie czego chce od życia odkrywa, że zostanie astronautą. By jednak znaleźć się na „orbicie” NASA konieczne jest odbycie stażu w ośrodku. W ten sposób zaczyna się jego przygoda, przygoda, w której Thad pozna siebie nie tylko naukowo, ale też osobowościowo – bo czy może porównywać się z absolwentami prestiżowych uniwersytetów? Nawet gdy już dostaje się na staż dewaluuje siebie i swoje osiągnięcia – ma poczucie kreowania siebie przed innymi i skrupulatnego ukrywania delikatnego wnętrza.
Smaku dodaje fakt, że jest to powieść fabularyzowana, więc oparta na faktach, wywiadach z uczestnikami wydarzeń i własnych pomysłach autora – i tę pracę oraz przemyślenia widać w konstrukcji historii – jest spójna i dobrze poprowadzona. Była to dla mnie lektura na jeden raz, ale z pewnością sięgnę po inne książki Mazericha.
Książkę zrecenzowano dla serwisu LubimyCzytać.pl



poniedziałek, 10 listopada 2014

Mona - Dan T. Sehlberg

Eric Söderqvist pracuje dla Królewskiego Instytutu Technologicznego w Sztokholmie. Zajmuje się projektem Mindsurf – urządzeniem umożliwiającym przeglądanie Internetu bezpośrednio we własnym mózgu. Pochłonięty pracą naukową, zaniedbuje swoje małżeństwo, przez co doświadcza poważnego kryzysu w relacji z żoną. Dokładnie wtedy, gdy jego związek znajduje się na skraju przepaści, w pracy dokonuje przełomu nad projektem – otrzymuje propozycje wielomilionowego sponsoringu, a Mindsurf ma wreszcie szansę odnieść sukces i przenieść się pod strzechy, przynosząc niebotyczne dochody.
W tym samym czasie, w kilku różnych krajach w ruch puszczona zostaje machina innego projektu – superniebezpiecznego (i genialnego zarazem) wirusa komputerowego, który ma na celu sparaliżowanie informatycznych systemów obsługujących finanse Izreaela.
Gdy Hanna, żona Erica, testuje jako pierwsza działający wreszcie Mindsurf, do sieci uwolniony zostaje wirus „Mona”. Niedługo później, ciężko chora trafia do szpitala.
Eric, przekonany, że jego żona zaraziła się wirusem komputerowym, wyrusza w podróż, by znaleźć antywirusa na „Monę”. To, co dzieje się później jest mieszanką zawiązujących się nowych relacji, międzynarodowych afer rządowych, genialnych informatycznych umysłów z grającą w tle muzyką klasyczną.
„Mona” to debiutancka powieść Dana T. Selhberga, który aktualnie zajmuje się pracą w swojej firmie, choć w swojej karierze występował też jako klawiszowiec i kompozytor w rockowym zespole Nova.
Nie jestem koneserem thrillerów, więc ciężko czynić mi porównania, jednak prowadzenie akcji i psychologiczna konstrukcja postaci była dla mnie interesującą rozrywką. Relacje między postaciami były nie mniej ważne niż kryminalna intryga, co nadawało tej futurystycznej historii dużo realizmu.  Wieść gminna niesie (czytaj: strona internetowa autora), że jeszcze w tym roku doczekamy się drugiej części przygód Erica.

Recenzję napisano dla serwisu LubimyCzytać.pl


poniedziałek, 3 listopada 2014

Ostatnie dziecko lasu. Jak uchronić nasze dzieci przed zespołem deficytu natury - Richard Louv

Całkiem niedawno w USA pewna matka trafiła do aresztu za pozwolenie swojej 9-letniej córce na samodzielne spędzanie czasu w parku, podczas gdy sama była w pracy. Dziewczynka trafiła pod opiekę służb socjalnych. Inna, choć całkiem podobna historia miała miejsce w Polsce – wezwano policję nad jezioro, gdzie pewien ojciec urządzał swojemu 4-letniemu synowi szkołę przetrwania, nocowanie pod szałasem i żywienie się samodzielnie złowionymi rybami. Ojca odprowadzono na komisariat, a dziecko oddano matce. Mężczyzna prawdopodobnie będzie odpowiadał za narażenie zdrowia lub życia swojego dziecka.
Te wydarzenia dobrze pokazują, jak ogromną zmianę przechodzi dzisiaj rodzicielstwo, jak innym doświadczeniem jest dzieciństwo współczesnego człowieka w porównaniu do tego, jak wyglądało ono zaledwie 10 czy 15 lat temu. Nie zapominam tutaj również o wpływie rozwoju urządzeń cyfrowych i Internetu w tym czasie. Czy świat dzisiaj jest bardziej niebezpieczny, czy to my w erze Wielkiego Brata mamy w sobie więcej lęku? Wreszcie - co z naturą? Idealnie przystrzyżone trawniki bez jednego chwasta to nieraz jedyne tereny zielone, jakie dziecko widzi na co dzień. Wreszcie, ile matek lat 70. i 80. zostałoby oskarżonych o zaniedbania, np. pozwalając dziecku samemu spędzać czas pod trzepakiem?
„Ostatnie dziecko lasu” to skrupulatnie przygotowana książka, dotycząca rewolucji, jaką przeszło dzieciństwo pod kątem stosunku dorosłych nie tylko do jego bezpieczeństwa, ale przede wszystkim – jego relacji z naturą.
Przytoczone badania w interesujący sposób poszerzają perspektywę tego, jak świetnie zorganizowane, ale sztuczne miejskie otoczenie może wpływać na rozwój dziecka:
Szwedzkie badania wykazały, że dzieci korzystające z placów zabaw często przerywały zabawę, bawiły się jakby w krótkich fragmentach. W bardziej naturalnych miejscach zabaw dzieci wymyślały całe wielodniowe scenariusze historii, do których ciągłe dodawały nowe znaczenia. (...) Obszary zielone sprzyjały bardziej twórczej zabawie. (...) Kiedy dzieci bawiły się w otoczeniu pełnym konkretnych sprzętów służących do zabawy, a nie elementów przyrody, hierarchia w grupie była ustalana poprzez fizyczne współzawodnictwo. Za to kiedy na trawiastym boisku zasadzono krzewy, natura zabawy w tych "roślinnych komnatach" (...) bardzo się zmieniła. Dzieci częściej bawiły się w udawanie i odgrywały role, a ich pozycja w grupie stała się oparta mniej na sprawności fizycznej, a bardziej na umiejętnościach językowych, kreatywności i pomysłowości. Innymi słowy, w miejscach zabaw bliżej natury to te bardziej twórcze dzieci zaczęły przewodzić grupie. (...) Kiedy miały wybór, dzieci wybierały na twórcze zabawy te bardziej dzikie miejsca.
Richard Louv opisuje też wpływ obcowania z naturą na ADHD, jak zieleń wpływa na chorych w szpitalach czy osadzonych w więzieniach. Obnaża też absurdalne prawo w USA, uniemożliwiające budowę domków na drzewach w przydomowych ogródkach. Na końcu książki znajdziemy też szereg pomysłów i lektur pomagających uniknąć "zespołu deficytu natury" u naszego dziecka – takim terminem autor określa zjawisko ograniczonego kontaktu człowieka z naturą i jego konsekwencje.
Chociaż jest to książka cytująca szereg badań, analizująca system szkolnictwa i system prawny w USA pod kątem kontaktu człowieka (nie tylko dziecka) z przyrodą, autor nie ukrywa swojej osobistej i bardzo intymnej relacji z naturą. Stawia szereg pytań bez odpowiedzi i wierzy w to, że jego działalność będzie sprzyjać zwiększonej świadomości na temat niezbędności kontaktu z przyrodą do pełnego rozwoju każdego człowieka:
Przyroda jest niedoskonale doskonała, pełna swobody i nieskończonych możliwości, z błotem i pyłem, pokrzywami i niebem, chwilami transcendentnych doświadczeń i zdartymi kolanami. Co się stanie, gdy wszystkie te elementy dzieciństwa ulegną erozji, gdy młodzi ludzie nie będą już mieli czasu ani przestrzeni na zabawę we własnym ogródku, jeżdżenie rowerem po ciemku w świetle gwiazd i Księżyca, spacery przez las w stronę rzeki, leżenie w wysokiej trawie w gorące lipcowe dni, oświetleni przez poranne słońce, jak trzmiele drżące na strunach harfy? Co wtedy będzie?
W „Ostatnim dziecku lasu” nie brakuje też historii znanych i nieznanych, dla których przyroda stanowiła ważny element rozwoju. Myślę, że pozycja ta zainteresuje każdego, komu bliska jest natura, jak również rodziców, nauczycieli czy psychologów – by pokazać im czarno na białym, jak ważny i niezastąpiony jest kontakt z naturą dla każdego człowieka, a szczególnie tego małego.
Wszystkie cytaty, jeżeli nie zaznaczono inaczej, pochodzą z książki: 
Louv, Richard (2014). Ostatnie dziecko lasu. Wydawnictwo Mamania.
Recenzję napisano dla serwisu LubimyCzytać.pl

 

Sample text

Sample Text

Recent Comments Widget

Sample Text