Kolacja jest
zapisem pewnego wyjątkowego wieczoru, podczas którego dwa małżeństwa spotykają
się, by omówić co zrobić w związku z sytuacją, w której brali udział ich
synowie. Podobny opis pojawia się na okładce książki. Opis o wszystkim i o
niczym. Już w trakcie lektury noty wydawniczej pojawiają się pytania. Nie bez
powodu jednak wydawca posługuje się tak enigmatycznym opisem. Uchylenie nawet
prostych szczegółów fabuły mogłoby odebrać część przyjemności z czytania. Być
może dlatego książka doczekała się licznych adaptacji teatralnych, a nawet
ekranizacji.
Herman Koch bowiem do perfekcji opanował stopniowe
ujawnianie informacji na temat bohaterów książki. Taki zabieg sprawia, że łatwo
wejść w fabułę i wciągnąć się w historię podczas poznawania nowych wątków.
Dodając niezmienne miejsce akcji, to wymarzony wprost scenariusz do teatralnej
sztuki.
Ponadto kreacja głównego bohatera, narratora książki, jest
intrygująca. Paul to fajny facet, kochający ojciec i mąż. Tak przynajmniej z
początku się wydaje… Gdy z zazdrością opowiada o sukcesach brata, gdy porównuje
się z nim i poniża jego wybory i osiągnięcia, ciężko nie zastanawiać się – o co
mu chodzi? Skąd ta postawa? W miarę czytania jednak, sprawa rozjaśnia się, a
postać Paula nabiera barw.
Nie mogę powstrzymać się przed porównaniem książki do Zagninionej dziewczyny Gillian Flynn –
jeżeli komuś podobała się ta pozycja, powinien zainteresować się też Kolacją. Przy czym Kolacja wydaje mi się lepiej skonstruowana. Jest też zręcznie
poprowadzona, ale przede wszystkim, budzi emocje i pobudza do zadawania pytań.
Przy okazji dodaję Jadwigę Jędryas do listy ulubionych
tłumaczy. Trzeba przyznać, że ten przekład to bardzo dobra robota. Myślę, że
połączenie dobrego tłumacza ze świetnym autorem (to jego szósta powieść,
pierwsza zaś, która odniosła tak spektakularny sukces) jest świetnym wyborem
wydawnictwa. Ciekawe, czy w Polsce też odniesie taki sukces?
Recenzja napisana dla serwisu Lubimy Czytać.
Recenzja napisana dla serwisu Lubimy Czytać.
Jakoś mnie do tej książki nie przekonałaś - chyba jednak nie moje klimaty...
OdpowiedzUsuń