Social Icons

czwartek, 19 września 2013

Język baklawy. Wspomnienia - Diana Abu-Jaber


Diana Abu-Jaber wychowywała się na pograniczu dwóch kultur – amerykańskiej i jordańskiej. „Język baklawy” to wyjątkowa opowieść dokumentująca jej dorastanie – budowanie na przemian tożsamości arabskiej i zachodniej, próba odpowiedzi na pytanie – kim jestem? skąd pochodzę?


Jestem Beduinką mniej więcej tak samo jak ktokolwiek, kto jechał z pustynną karawaną. Beduin mimo woli – tęsknię za każdym miejscem, każdym krajem, w którym kiedykolwiek mieszkałam, a często nawet za miejscami, gdzie mieszkali moi przyjaciele i rodzina – i nie chcę nigdy opuścić żadnego z nich.


Diana Abu-Jaber pisze barwnie, używając głównie zmysłu powonienia, co czyni powieść wielowarstwową i fascynującą.


Niczym drugie, niewidzialne ciało, budzę się w nocy, po czym idę przez pokój, zatrzymuję się przed ciemnym oknem i wpatruję w szybę, jakbym miała przez nią przeniknąć. (…) Wracaj, chcę powiedzieć mojemu drugiemu ja, tutaj jest herbata i mięta, cukier, ciemny chleb i oliwa.


Tęsknota za ziemią obiecaną, za krajem ojców jest bardzo ważnym motywem w tej książce. Abu-Jaber opisuje swoją skomplikowaną relację z ojcem, który prawdopodobnie jest główną przyczyną jej własnych wahań i poszukiwań. „Wejście” w tę rodzinę było dla mnie bardzo ciekawym doświadczeniem, możliwością poznania rodziny wielokulturowej od środka. To niewątpliwie jedna z najlepszych powieści, jaką przeczytałam w tym roku.


Przez pierwszy rok po powrocie do Stanów patrzę jakby przez migoczącą mgiełkę. (…) Dzieci w sąsiedztwie są takie delikatne, jakby namalowane akwarelkami. Ale pod innymi względami są świadome, bezlitosne, wymagające. Polityka szkolnego autobusu i klasowych plotek jest zajadła, pełna intryg i wrogości. Wszystko to wydaje się tak odmienne od życia (…) dzieciaków, które znałam w Jordanii, z ich wspólnie żutą gumą, chudymi brązowymi nogami i szczerbatymi uśmiechami.


Obok „Zgagi”, „Miłości, zdrady i spaghetti” to kolejna książka dwa w jednym – osobista opowieść przeplatana przepisami kulinarnymi. Jednak jest na zupełnie innym poziomie niż pozostałe. Historia wciąga, czaruje fioletowo-czarną skórą pieczonego bakłażana i magią tysiąca i jednej nocy, przepisy są tylko dodatkiem dla historii, nie zaś jej uatrakcyjnieniem. Trzeba też podkreślić, że to przekład na wysokim poziomie, na pewno więc sięgnę po więcej tłumaczeń Dominiki Cieśli-Szymańskiej. Książka jest starannie skorygowana, nie ma w niej literówek, nieścisłości czy kwadratowych tłumaczeń – niestety zwracam na to uwagę, bo wydawnictwa coraz rzadziej skrupulatnie sprawdzają książki. Brawa dla Czarnego za poważne podejście do jakości swoich wydań.


„Język baklawy” to też podróż po kulturze Jordańczyków, ich ludowych wierzeniach i przesądach. Abu-Jaber zręcznie je przedstawia, włącza w historię nadając barw postaciom:

Munira ostrzega mnie, żebym nigdy nie otwierała ust podczas podmuchów, bo przynoszą złe wróżby, przypadkowe albo nietrafnie rzucone klątwy. To wiatr pełen pytań bez odpowiedzi, urwanych rozmów, zagubionych osobistych pamiątek o wielkiej wartości sentymentalnej.


Diana szuka odpowiedzi na pytania, które prawdopodobnie każdy kiedyś sobie zadaje. W jej tożsamość wpisana jest tęsknota. Czy nauczy się z nią żyć?


Chcę zawołać, zaprotestować: dlaczego musi być tylko jeden dom?! (…) Owoce i warzywa, potrawy, muzyka i światło, drzewa tych wszystkich miejsc wrosły we mnie, czuję ich zew.



Recenzja napisana dla serwisu Lubimy Czytać.
Wszystkie cytaty, jeżeli nie zaznaczono inaczej, pochodzą z książki: 
Abu-Jaber, Diana (2012). Język Baklavy. Wspomnienia. Wydawnictwo Czarne.

czwartek, 12 września 2013

Dzika kuchnia - Łukasz Łuczaj

A może na kolejne urodziny zaserwujesz gościom pierogi nadziewane pokrzywami i rydzami? Albo tartę pokrzywową, zapiekane ziemniaki z podagrycznikiem, ciasteczka z bylicą, gołąbki zawijane w liście podbiału, chutney tarninowy, ketchup różany, kwiaty akacji w cieście naleśnikowym?
Zawsze imponowali mi ludzie, którzy znali się na roślinach. Miałam zawsze taką fantazję o byciu wiedźmą (to w końcu ta, która wie), która z różnych darów lasu potrafi przyrządzić przeróżne mikstury i potrawy. No ale cóż, w zwykłym zielniku rośliny grupowane są alfabetycznie, a z wstydem przyznam, że do niedawna nie znałam nazw nawet najpospolitszych roślin rosnących pod moim domem. Znam za to wielu grzybiarzy, a w moim domu rodzinnym żywa jest tradycja zbierania borówek czarnych, brusznicy, skrzypu, pędów sosny czy mniszka lekarskiego (popularnego mlecza). Co roku też przygotowujemy różne przetwory – najczęściej korniszony i sosy pomidorowe. Jednak wiedza zawarta w „Dzikiej kuchni” to wyższa szkoła jazdy. No i pojawiające się w głowie pytanie podczas obracania kolejnej strony: to naprawdę można zjeść?
„Dzika kuchnia” jest pięknie wydanym albumem, w którym poznamy szczegółowo najpowszechniej występujące w Polsce rośliny jadalne. Podczas lektury nieraz pierwszy raz łączyłam słyszane przez całe życie nazwy z wizerunkiem przydomowych chwastów. Każda roślina jest zilustrowana, sfotografowana, otrzymujemy informacje o tradycyjnych jej nazwach, zastosowaniach, jej składzie chemicznym i wreszcie – przykładowe przepisy. Wszystko pisane językiem przyjaznym i zrozumiałym. Dodatkowo w książce znajdują się rozmyślania autora o naszym miejscu w przyrodzie i o fascynacji życiem blisko natury.
Jeżeli tak jak ja, zawsze marzyliście o takim spacerze, podczas którego dowiecie się nie tylko jak wygląda dzięgiel, niecierpek czy rdest ale też co można z niego przyrządzić – to książka idealna do rozpoczęcia przygody z roślinami i zbieractwem. Być może książka ta będzie jedną z podstawowych lektur rosnących rzesz miastożerców?

Recenzja napisana dla serwisu Lubimy Czytać.
Wszystkie cytaty, jeżeli nie zaznaczono inaczej, pochodzą z książki: 
Łuczaj, Łukasz (2013). Dzika kuchnia. Nasza Księgarnia.

czwartek, 5 września 2013

Mózg incognito. Wojna domowa w Twojej głowie - David Eagleman

Całkiem niedawno jechałam w jakieś miejsce na spotkanie. Nagle ogarnęło mnie niejasne poczucie, że zostawiłam garnek na gazie. Za nic w świecie nie mogłam sobie przypomnieć momentu przekręcania kurka. Na szczęście, okazało się, że wszystko wyłączyłam jak powinnam. Zdarzało mi się też wracać, by sprawdzić czy zamknęłam drzwi. Czasami, jadąc komunikacją, tak pogrążam się w lekturze książki, że nie wiem kiedy minął czas potrzebny na pokonanie drogi między domem a punktem docelowym. Niektórzy na to mówią „wyłączenie”. David Eagleman powie zaś, że doświadczenia te wbudowały się w nieświadome obwody mojego mózgu, tym samym usprawniając moje funkcjonowanie. W ten sposób, oprócz automatycznego wyłączania gazu czy zamykania drzwi, mogę bez zastanowienia jeździć na rowerze, szybko pisać na klawiaturze, ale też – dzięki „oprogramowaniu” wbudowanemu w moje mózgowe obwody, oddychać, trawić i mrugać oczami.
Interesującym wątkiem poruszonym w książce jest refleksja nad wolną wolą. Może nam się wydawać, że nasze decyzje są wynikiem wolnego wyboru, nie mamy jednak przekonujących dowodów na potwierdzenie tej tezy. Gdy spojrzymy na przykład na osobę z zespołem Tourette’a, nie mającą kontroli nad swoimi tikami, a czasami też własną mową – cierpiący na koprolalię wypowiadają w obecności obcych osób przekleństwa czy wulgaryzmy, wplatając je w tok wypowiedzi. Nie ma w tym ich woli. Nietrudno więc przyznać, że osoby cierpiące na zespół Tourette’a, nie są odpowiedzialne za niezwykłe „automatyzmy” ich mózgu (bo w końcu tam wszystko się zaczyna).
Okazuje się, że nie tylko takie czynności jak oddychanie, mimowolne ruchy czy słowa mogą być automatycznie wyzwalane. Przykład Kennetha Perksa pokazuje, że nawet wykonując skomplikowane czynności mózg jest w stanie funkcjonować na autopilocie. Gdy Parks kładł się do łóżka 22 maja 1987 roku, zapewne nie spodziewał się, że obudzi się z zakrwawionymi rękoma na posterunku policji ze słowami „Chyba kogoś zabiłem… moje ręce!”. Jak później się okazało, 23-latek wstał nad ranem z łóżka, przejechał samochodem 14 mil, włamał się do domu rodziców jego żony, zabił teściową nożem i ciężko ranił teścia. Przez następny rok nie zmieniał swojej wersji wydarzeń, jego opowieść była spójna. Choć nie było wątpliwości, kto popełnił zbrodnię, nie było żadnego motywu, dla której ją popełnił. Obrona utrzymywała, że zabójstwo zostało dokonane w somnambulicznym transie, a więc bez udziału świadomości oskarżonego, bo po prostu nie był wtedy obudzony. Ku niedowierzaniu prokuratury, badania EEG potwierdziły nieprawidłowości snu Parksa. W końcu oskarżony został uwolniony od zarzutu zabójstwa teściowej i usiłowania zabójstwa teścia.
„Mózg incognito” to błyskotliwie napisana rozprawa, pokazująca ile z naszych przekonań o tym, co stanowi dziedzictwo człowieczeństwa, a co natury – jest błędna. Parafrazując autora, wszakże nasza świadomość jest tylko kroplą w oceanie procesów zachodzących w mózgu...

Recenzja napisana dla serwisu Lubimy Czytać.
Wszystkie cytaty, jeżeli nie zaznaczono inaczej, pochodzą z książki: 
Eagleman, David (2012). Mózg incognito. Wojna domowa w Twojej głowie. Carta Blanca.

środa, 4 września 2013

Jak napisać piękną dedykację do książki w prezencie ślubnym (i nie tylko)

Ponieważ ukazał się już post na temat książkowych prezentów ślubnych (tu), pomyślałam, że podzielę się moim pomysłem na pisanie dedykacji. Uważam, że książka, którą dajemy w prezencie ZAWSZE powinna mieć napisane od nas osobiste słowa dla nowego właściciela. Ale co napisać? Ja mam na to bardzo prosty przepis.

Dla tych, którzy nie pamiętają - podobnie jak w liście, piszemy miasto i datę po prawej górnej stronie, a dedykację zaczynamy od zwrotu do otrzymujących książkę ("Drodzy", "Kochani" czy cokolwiek innego co pasuje do naszej relacji z obdarowanymi).

W treści można oczywiście wspomnieć o okazji, z jakiej książkę dajemy, napisać też standardowe życzenia. Być może też jest jakiś powód, dla którego wybraliśmy dla tej osoby akurat tę książkę.

Sposób pierwszy


Zarówno z okazji ślubu, jak urodzin, warto moim zdaniem napisać jakieś wspomnienie związane z obdarowaną osobą lub parą młodą (może będzie to pierwsze wspomnienie? albo jakieś wyjątkowe wspólne wydarzenie?). Spróbuję zrobić takie małe "demo":

Kochani,
w dniu Waszego ślubu składam(y) Wam najserdeczniejsze życzenia. Trzymacie w ręku książkę, z której mam nadzieję wspólnie kiedyś skorzystamy,  podczas kolejnej wyprawy w góry. Bardzo często wspominamy nasz wypad w Bieszczady, gdy poznaliśmy się na Rajdzie i śpiewaliśmy harcerskie piosenki. Tyle lat temu! Te góry zawsze będą w naszym sercu w wyjątkowym miejscu, mamy nadzieję, że w Waszym też.

z uściskami

Xxx 

Sposób drugi

Jeżeli opisanie wspomnienia jest zbyt trudne lub jeżeli po prostu taki pomysł wam nie odpowiada, można też napisać dlaczego dajemy komuś akurat tę książkę - może szczególnie przypadła nam do gustu? A może jej fragment nas zainspirował? A może - no właśnie, może wiąże się z nią jakieś szczególne wspomnienie/refleksja na temat świata/polityki/religii?


Jestem pewna, że młoda para czy przyjaciel czytający taką dedykację uśmiechnie się na myśl o wspólnych chwilach. Dedykacja wcale nie musi być wyszukana by być piękna, ale przede wszystkim - osobista. Bo to autentyczność nadaje jej uroku, nie zaś piękne, lecz przepisane skądś słowa.


Mam nadzieję, że te dwa pomysły wesprą was w twórczej wędrówce jaką jest pisanie dedykacji dla ważnej dla was osoby :)
 

Sample text

Sample Text

Recent Comments Widget

Sample Text