Social Icons

środa, 26 czerwca 2013

Ameksyka. Wojna wzdłuż granicy - Ed Vulliamy


„Urodziliśmy się, by umrzeć” – śpiewa w jednej z piosenek Lana Del Rey, promując w teledysku model życia na krawędzi, w akompaniamencie narkotyków i łamania prawa. Ta urzekająca albo prawie romantyczna wizja narkotycznego świata, pojawia się już nie tylko w popowych piosenkach, ale też w mediach. „Breaking Bad”, serial o chorym na raka nauczycielu chemii produkującym pierwszej klasy amfetaminę, „Weeds” o sympatycznej pielęgniarce, która po śmierci męża rozpoczyna dystrybucję marihuany w swojej lokalnej społeczności. Czy faktycznie Amerykanie tak bardzo lubią narkotyki? Czy może ich pozytywny wizerunek w mediach to po prostu wysublimowany product placement karteli narkotykowych? Po lekturze „Ameksyki”, zdradzającej kulisy funkcjonowania społecznego i ekonomicznego pogranicza USA i Meksyku, ta teoria spiskowa wcale nie wydaje mi się nieprawdopodobna.
Książka rozpoczyna się obszernym rodowodem narkotykowych bossów. Pomiędzy dziesiątkami nazwisk pojawia się kilka uwag o tym, jak zmienił się kod honorowy mafii - od tego, który znamy z filmów o Alu Capone po nowy porządek, polegający na tym, że nie obowiązują żadne ograniczenia. Barbarzyńskie egzekucje w miastach pogranicza (ale po Meksykańskiej stronie) są już prawie normą dla mieszkańców. Przemoc, śmierć i ciągłe zagrożenie wyglądają niemal z każdej strony książki.
Poznajemy Meksyk od środka. Jego obraz jest przerażający. Kult Przenajświętszej Śmierci czy innych Azteckich wierzeń zlewają się tutaj z napływowym katolicyzmem. Przeraźliwa bieda i korupcja na każdym szczeblu administracji uniemożliwiają jakąkolwiek walkę z handlem narkotykami. Wszystko to, jak sugeruje autor i jego rozmówcy, dzieje się za cichym przyzwoleniem zarówno meksykańskiego, jak i amerykańskiego rządu.
Poznajemy społeczności i ich codzienność. Wyzyskiwanie pracownic w maquilladoras, przygranicznych amerykańskich fabrykach (tuż za granicą państwa firmy mogą płacić głodowe stawki pracownikom), molestowanie seksualne i całkowita bezwzględność wobec spóźnień, a czasem nawet nieprzewidzianych regulaminem rozmów, zdaje się być chorą normą w tych pustynnych miejscach. Wartość rodziny podupada, gdy ludzie mieszkają jedni na drugich, ojcowie molestują córki, zdarza się też nawet, że nowy partner zabija dzieci partnerki z poprzedniego małżeństwa.
Poznajemy główne miasta narkotykowych walk i wpływów, bliźniacze miasta – jeden po Amerykańskiej, drugi po Meksykańskiej stronie – Ciudad Juarez i El Paso, Tijuana i San Diego, Nuevo Laredo i Laredo. Niczym piekło i niebo w składanej papierowej zabawce.
Vulliamy pisze o problemie nielegalnej imigracji - kolejnym biznesie nadzorowanym przez kartele narkotykowe. Przekroczenie „zielonej granicy” wymaga znalezienia kosztownego przewodnika (el coyote), który po przybyciu do Stanów może porwać i żądać okupu od bliskich lub porzucić na środku pustyni, jeżeli będzie miał taki kaprys.
Poznajemy też szereg niesamowicie interesujących postaci, takich jak były strażnik graniczny, Butch Barret, który opisuje przemiany w mentalności strażników (dla nikogo nie jest to już misja, ale dobry zarobek), byłych narkomanów, których misją życiową jest właśnie zapewnić spokojny byt chorym psychicznie i zdrowiejącym...
Walka o przetrwanie dominuje w podejściu wszystkich z pogranicza po stronie meksykańskiej:
Niektórzy grzebani są bezimiennie bo (…) rodziny nie stać na wykupienie ciała z kostnicy albo też nikt nie miał odwagi zgłosić się po ciało, żeby i jego nie zabili.
Morderstwa nie dotyczą tylko marginesu społecznego – ludzie giną wszędzie, bez względu na dochód – w dzielnicach slumsowych czy zakopane pod werandą willi, w bogatej dzielnicy. Mimo oczywistych dowodów nikt nie zadaje sobie trudu, by poszukać sprawcy.
„Ameksyka” to dla mnie książką smutna w swym wyrazie, przedstawiającą trudne prawdy o tym, co dzieje się za ścianą jednego z największych mocarstw świata. Przy okazji jest to intrygujące studium kultury Meksyku, jego aktualnej sytuacji politycznej i ekonomicznej.
Wracając do rozważań z początku recenzji -czy narkotyki są przyczyną tego, co dzieje się w Ameksyce? Henry Ford, zamożny były przemytnik marihuany, zwieńcza rozważania autora (i moje) taką refleksją:
Narkotyki są objawem, a nie przyczyną. Co się stało, u diabła, i dlaczego? Skąd tak naprawdę wzięło się zapotrzebowanie na towar, który szmuglowałem?
Autor pisząc ten reportaż, zapuszczał się w ciemne zaułki najniebezpieczniejszych miast pogranicza . Opisuje tematy, za które lokalne stacje telewizyjne czy gazety są obrzucane granatami. Mam nadzieję, że nie przypłaci tej reporterskiej odwagi swoim życiem.

Recenzję napisano dla serwisu Lubimy Czytać.
Wszystkie cytaty, jeżeli nie zaznaczono inaczej, pochodzą z książki: 
Vuilliamy, Ed (2012). Ameksyka. Wojna wzdłuż granicy. Wydawnictwo Czarne.

2 komentarze:

  1. Swietna recenzja, tylko taka mala uwaga - masz literkowke w nazwisku autora :-) (przez co nie moglam go wyszukac na goodreads)

    OdpowiedzUsuń

 

Sample text

Sample Text

Recent Comments Widget

Sample Text