Social Icons

sobota, 18 stycznia 2014

Kolacja - Heman Koch

Kolacja jest zapisem pewnego wyjątkowego wieczoru, podczas którego dwa małżeństwa spotykają się, by omówić co zrobić w związku z sytuacją, w której brali udział ich synowie. Podobny opis pojawia się na okładce książki. Opis o wszystkim i o niczym. Już w trakcie lektury noty wydawniczej pojawiają się pytania. Nie bez powodu jednak wydawca posługuje się tak enigmatycznym opisem. Uchylenie nawet prostych szczegółów fabuły mogłoby odebrać część przyjemności z czytania. Być może dlatego książka doczekała się licznych adaptacji teatralnych, a nawet ekranizacji.

Herman Koch bowiem do perfekcji opanował stopniowe ujawnianie informacji na temat bohaterów książki. Taki zabieg sprawia, że łatwo wejść w fabułę i wciągnąć się w historię podczas poznawania nowych wątków. Dodając niezmienne miejsce akcji, to wymarzony wprost scenariusz do teatralnej sztuki.

Ponadto kreacja głównego bohatera, narratora książki, jest intrygująca. Paul to fajny facet, kochający ojciec i mąż. Tak przynajmniej z początku się wydaje… Gdy z zazdrością opowiada o sukcesach brata, gdy porównuje się z nim i poniża jego wybory i osiągnięcia, ciężko nie zastanawiać się – o co mu chodzi? Skąd ta postawa? W miarę czytania jednak, sprawa rozjaśnia się, a postać Paula nabiera barw.

Nie mogę powstrzymać się przed porównaniem książki do Zagninionej dziewczyny Gillian Flynn – jeżeli komuś podobała się ta pozycja, powinien zainteresować się też Kolacją. Przy czym Kolacja wydaje mi się lepiej skonstruowana. Jest też zręcznie poprowadzona, ale przede wszystkim, budzi emocje i pobudza do zadawania pytań.


Przy okazji dodaję Jadwigę Jędryas do listy ulubionych tłumaczy. Trzeba przyznać, że ten przekład to bardzo dobra robota. Myślę, że połączenie dobrego tłumacza ze świetnym autorem (to jego szósta powieść, pierwsza zaś, która odniosła tak spektakularny sukces) jest świetnym wyborem wydawnictwa. Ciekawe, czy w Polsce też odniesie taki sukces?


Recenzja napisana dla serwisu Lubimy Czytać.

poniedziałek, 6 stycznia 2014

O inteligencji inaczej. Czy jesteśmy mądrzejsi od naszych przodków? - James R. Flynn

Po miesięcznej przerwie zapraszam do lektury :) Wkrótce podsumowanie roku 2013. 





Uwielbiam, kiedy czytam książkę, a jej treść, jak za pośrednictwem paranormalnych zdolności, stanowi komentarz do tego co aktualnie dzieje się na świecie (tak serio to efekt dostępności, ale cii!). Tak było też w przypadku O inteligencji inaczej Jamesa R. Flynna. Zanim jednak napiszę, co pan Flynn skomentował, napiszę może o efekcie Flynna, dosyć istotnym odkryciu autora książki - to interesujące zjawisko polegające na tym, że wyniki w testach na inteligencję od kilkudziesięciu lat rosną. Co jest tego przyczyną? Początkowe rozdziały analizują prawdopodobne rozwiązania.
Książka Flynna przypomina bardziej akademicki wykład, gdzie pełno jest wykresów, analiz, rozważań „co by było gdyby” i pytań bez odpowiedzi. Zamiast czytać o wyrazistych poglądach autora, musiałam brnąć przez procesy myślowe, za którymi nie zawsze potrafiłam nadążyć (przyznaję, pomimo ukończenia studiów psychologicznych, kilka rozdziałów stanowiło dla mnie orkę na ugorze – niewątpliwie, było stymulująco). Miałam takie poczucie, że autor nie do końca ma świadomość co dla szerokiego grona odbiorców jest zrozumiałe, a co być może lepiej byłoby napisać w piśmie specjalistycznym.

Jest też rozdział poświęcony miłośnikom teorii inteligencji wielorakich Howarda Gardnera. Dowiemy się również o biologicznych czynnikach wpływających na inteligencję. W tym kontekście szczególnie ciekawa jest historia Richarda Wetherilla, emerytowanego miłośnika szachów, który potrafił przewidzieć nawet do ośmiu ruchów w przód. Jednak w pewnym momencie uświadomił sobie, że jego umiejętności wyraźnie się pogorszyły – był w stanie zapamiętać zaledwie cztery posunięcia do przodu. Wetherill poddał się więc testom na demencję i zdał je bez problemu. Aż do śmierci dwa lata później żył aktywnie umysłowo. Sekcja zwłok wykazała, że w jego mózgu nastąpiły zmiany charakterystyczne dla choroby Alzheimera. Flynn przytacza też przykłady pozytywnego oddziaływania na mózg: Rytmiczna aktywność dużych grup mięśni stymuluje wytwarzanie substancji chemicznych, pod których wpływem pierwotne komórki mózgowe przekształcają się w neurony. Powoduje to wzrost liczby połączeń w części czołowej mózgu – być może poprzez powiększenie sieci naczyń włosowatych w tej okolicy. Dobre odżywianie wpływa pozytywnie na cały organizm, ale wyniki badań wskazują, że spożywanie ryb, oliwy z oliwek, owoców cytrusowych i warzyw, w połączeniu z unikaniem tłuszczów nasyconych, wywiera szczególnie korzystny wpływ na nasz mózg.

Szczerze mówiąc, więcej poczytałabym właśnie o „higienie” umysłu, zamiast o dywagacjach nad zastosowaniem tego czy tamtego testu do obliczania statystyk testów IQ w populacji szkolnej.
Nie znaczy to jednak, że Flynn nie ma w tym zakresie nic ciekawego do powiedzenia. Autor cytuje bowiem badania, w których zwrócono uwagę na czynniki inne niż IQ oraz ich zdolność do przewidywania ocen szkolnych czy sukcesu życiowego: Zdolność samokontroli okazała się dwukrotnie lepszym predyktorem ocen szkolnych niż iloraz inteligencji. (…) czynniki pozapoznawcze, takie jak samoocena czy spostrzegany stopień kontroli nad własnym losem, mają równie duże, a może nawet większe znaczenie niż kompetencje poznawcze dla naszych osiągnięć w wielu strefach życia.

Rozpisałam się. Miało być jeszcze o komentarzu autora do aktualnych wydarzeń. Ostatnio dużo czytam o gotowości szkolnej sześciolatków i nowej-starej reformie edukacji, która sprawi, że wszystkie dzieci w wielu sześciu lat zaczną edukację w klasie pierwszej. Pojawiają się sprzeczne informacje na temat badań dotyczących tejże właśnie gotowości – jedne mówią o tym, że dzieci powinny zaczynać naukę w pierwszej klasie, a inne, że będą gorzej sobie radziły niż ich koledzy - siedmiolatki. Flynn pisze, że pewni badacze zauważyli, że data urodzenia wpływa na osiągnięcia szkolne, rozwój poznawczy, oceny otrzymywane na studiach i poziom kreatywności naukowej. Jeśli we wrześniu naukę w pierwszej klasie mogą podjąć dzieci, które ukończyły sześć lat, to lepiej będzie sobie radziło dziecko, które osiągnęło ten wiek w październiku, niż to, które obchodziło szóste urodziny w sierpniu. W momencie rozpoczęcia szkoły to pierwsze będzie miało prawie siedem lat, co zapewni mu przewagę konkurencyjną nad innymi – a zwłaszcza nad dzieckiem, które dopiero przed miesiącem skończyło sześć lat. Sytuację starszego dziecka można porównać z sytuacją ucznia mającego niewielką przewagę genetyczną. Przewaga ta stopniowo się powiększa, ponieważ dzięki lepszym wynikom dziecko trafia do lepszych środowisk – od pierwszej klasy aż do wieku dorosłego. Z czasem ta niewielka przewaga przeistacza się w nader istotną różnicę osiągnięć.


I zanim na podstawie przeczytanych słów wyrobicie sobie opinię na ten temat… drobne uzupełnienie: Internet to cudowne narzędzie, umożliwiające dostęp do źródeł, o których jeszcze kilkanaście lat temu można było tylko pomarzyć. Z ciekawością sprawdziłam wspomniane w książce badania i… z zaskoczeniem odkryłam, że dotyczyły one piłkarzy, wyłącznie płci męskiej. Nie było mowy o osiągnięciach szkolnych, ale sportowych – że dzieci urodzone w określonych miesiącach mają większe szanse na bycie zauważonymi w swoim roczniku (z powodów określonych przez Flynna) i otrzymanie lepszego nadzoru trenerskiego. Czy można w prosty sposób przełożyć badania nad karierami piłkarskimi na osiągnięcia szkolne? To zaledwie jedno uproszczenie, żeby nie powiedzieć nadużycie autora, odebrało mi nieco zaufanie do przytaczanych przez niego argumentów. Pozostałam więc ze słodko-gorzkim wrażeniem po lekturze O inteligencji inaczej.    



Recenzja napisana dla serwisu Lubimy Czytać.

Jeżeli macie ochotę już teraz zapoznać się z tematyką Efektu Flynna, zapraszam na TED.com z wystąpieniem autora (są napisy po polsku).
 

Sample text

Sample Text

Recent Comments Widget

Sample Text