Ta książka ma
debilny tytuł. W życiu bym po nią nie sięgnęła, gdyby ktoś mi
jej nie polecił. Tymczasem jest mocno naukowa i odnosi się do
rozwoju mózgu i badań, czyli coś, co wręcz uwielbiam w książkach
wychowawczych. Ciekawy był ten wybór tytułu przez wydawcę, bo z
tego co czytałam w opiniach innych czytelników – dokładnie to co
było dla mnie atrakcyjne w tej książce, nie było dla osób które
wybrały tę lekturę ze względu na tytuł (a oryginalny tytuł
jasno mówi że mózg gra tu pierwszoplanową rolę).
Przez większą
część lektury byłam gotowa piać peany na cześć tej książki,
bo autor pieczołowicie zebrał badania dotyczące wychowania i
próbuje przekuwać je na praktyczne porady wychowawcze, nie wszystko
jednak przejrzał tak gruntownie jakby wypadało, ale o tym napiszę
później, bo jednak większość książki ma cenne treści i bardzo
ją polecam! Jako psycholog, zwracam ogromną uwagę, jak bardzo
autorzy odbiegają od tego, co wiemy o wychowaniu w wyniku badań, a
co jest tylko ich własnym domniemaniem. Wiadomo, badania
przedstawiają jakiś odcinek rzeczywistości i jak sam autor
przyznaje, wychowanie dzieci to dużo bogatsze i bardziej
zdumiewające doświadczenie niż dwuwymiarowy świat danych
naukowych.
Dla
mnie jednak, korzystanie z książki, która ma argumenty
przemawiające za jakimś działaniem nie tylko na podstawie własnych
doświadczeń, ale w postaci sprawdzenia swoich intuicji w praktyce i
na większej grupie to wartość dodana. Pewnie, sceptycyzm jest moją
naturalną postawą, bo wiele badań jest lepiej lub gorzej
przeprowadzonych. Mimo wszystko podobnie jak autor doceniam, że
nauka ma tę cudowną zaletę, że nie opowiada się po żadnej ze
stron.
Dlaczego
książka tak bardzo mi się spodobała? Przede wszystkim – jest
sporo o emocjach i wpływie ich regulacji u dorosłego na dziecko, a
także konkretne porady jak do tych emocji podchodzić i dlaczego.
Dowiemy się na przykład, że maluchy z domów, w których
rozmawia się o emocjach, szybciej się uspokajają, łatwiej
koncentrują na zadaniu i mają więcej udanych relacji z
rówieśnikami. Wytłumaczenia są dla mnie jasne i dobrze
obrazują wiedzę, którą wyniosłam ze studiów (ale na pewno
artykuły źródłowe nie przedstawiały jej tak sprawnie jak Medina:
Niektórzy
przyjmują przeżycia emocjonalne w sposób pozytywny, jako ważną i
wzbogacającą część swojej życiowej podróży. Inni sądzą, że
emocje osłabiają człowieka i przynoszą mu wstyd, dlatego trzeba
je tłumić. Jeszcze inni myślą, ze niektóre emocje, na przykład
radość i zadowolenie, są w porządku, a inne powinny mieć zakaz
wstępu do ich tomu; tymi drugimi są najczęściej gniew, smutek i
strach. Jeszcze inni kompletnie nie wiedzą , co zrobić ze swoimi
emocjami i próbują przed nimi uciekać. (…) wyznawana filozofia
metaemocji ma ogromne znaczenie dla przyszłości twoich dzieci.
Pozwala przewidzieć, jak będziesz reagować na ich życie
emocjonalne, a to z kolei pozwala przewidzieć, jak (lub czy) dzieci
nauczą się regulować własne emocje. Ponieważ ta umiejętność
jest bezpośrednio związana ze społeczną kompetencją dziecka,
twoja postawa względem uczuć może mieć głęboki wpływ na jego
przyszłe szczęście. Musisz czuć się dobrze ze swoimi emocjami,
żeby twoje dzieci czuły się dobrze ze swoimi.
Jest
sporo o tym, jak kondycja związku rodziców wpływa na
funkcjonowanie dziecka:
Każdy
rodzic wie, że dzieci denerwują się, kiedy widzą kłótnię
rodziców. Ale to, jak wcześnie zaczynają reagować, było
zaskoczeniem nawet dla naukowców. Niemowlęta potrafią wykryć, że
coś jest nie w porządku, już przed szóstym miesiącem życia.
Mogą odczuwać zmiany fizjologiczne – na przykład wzrost
ciśnienia krwi, tętna i wydzielania hormonów stresu – tak samo
jak dorośli. Niektórzy naukowcy twierdzą, że
potrafią ocenić poziom konfliktu w małżeństwie
tylko na podstawie dobowych próbek moczu niemowlęcia.
Jest
też o teorii więzi, czyli badaniach, które stoją za
rodzicielstwem bliskości (to jedno z „modnych” teraz podejść
wychowawczych, które są mocno osadzone w badaniach).
Zaskakujący
jest wątek edukacyjny. A mianowicie, jak daleko to, że my jako
dorośli radzimy sobie z emocjami wpływa nawet na… możliwości
intelektualne dziecka i jego osiągnięcia w szkole:
Te dane wprawiają
w osłupienie. Podważają przekonanie, że najkorzystniejsze dla
dzieci jest zawsze uczenie się na pamięć. Stwierdzają
jednoznacznie, że regulacja emocjonalna – umiejętność
powściągania impulsów – zapowiada lepsze funkcjonowanie
poznawcze. To prawdziwa naukowa sensacja: potencjał intelektualny
łączy się bezpośrednio z przetwarzaniem emocjonalnym.
Pod
koniec książki mój entuzjazm osłabł jednak nieco w rozdziale
dotyczącym karania i nagradzania. I o ile częściowo podane są tam
informacje o tym, jak nagradzać warto za wysiłek, a nie efekt, to
porady w stylu – jeżeli chcesz by dziecko spędzało więcej czasu
na zewnątrz, nagradzaj je kiedy będzie w pobliżu drzwi brzmi
naiwnie i trochę były już słabiej przemyślane. Do wątku karania
i nagradzania odsyłam do lektury Alfiego Khona Wychowanie bez
nagród i kar, gdzie autor opisuje jak wspierać dziecko w byciu
zmotywowanym wewnętrznie, a nie zewnętrznie. Marzyłabym, by autor
przeredagował nieco fragment o karach i nagrodach, bo wydaje mi się
niedopracowany w skali tego, co wiemy dzisiaj na ten temat.
Książka
będzie świetnym uzupełnieniem lektur o rodzicielstwie bliskości
albo dobrym wstępem dla rodzica, który nie wie po co sięgnąć na
wychowawczym rynku książek. Uporządkuje też wiedzę
specjalistyczną w przyjemny sposób. Z wyjęciem rozdziału o
nagrodach i karach to lektura wzbogacająca i adekwatna naukowo.
Dodatkowo autor z lekkością wtrąca w wyniki badań swoje własne
doświadczenia i opowiada anegdoty związane z mózgiem i jego
genialnymi możliwościami (moja ulubiona jest historia dyrygenta,
który pamiętał pewien utwór tylko dlatego, że ćwiczyła go jego
matka gdy był jeszcze płodem. Życzę miłej lektury i podpisuję
się pod rekomendacją rękami i nogami.