Social Icons

poniedziałek, 29 września 2014

Kto tu rządzi - ja czy mój mózg? Neuronauka a istnienie wolnej woli - Michael Gazzaniga

Co sprawia, że wiemy, że jesteśmy sobą? Czy człowiek dysponuje wolną wolą, czy może jest zdany na uwarunkowania własnego mózgu? Jeden z najpopularniejszych neuropsychologów eksperymentalnych odpowiada na to i wiele innych pytań, które łączą codzienne życie z neuronauką.
Myślę, że każdy gdzieś słyszał o tym, że mózg składa się z lewej i prawej półkuli, a także teorię, że każda z nich jest jak osobny „mózg” przyjmując określone funkcje (jedna jest bardziej kreatywna, druga analityczna itd.). Wnioski te wysnuto na podstawie obserwacji mózgów osób z przeciętym spoidłem wielkim, grupą tkanek łączących prawą i lewą półkulę. A przecinano połączenie między półkulami, bo okazało się że to świetny sposób na ograniczenie ataków padaczkowych pewnego typu. Jednak skutki przerwania komunikacji między półkulami, choć niewidoczne na pierwszy rzut oka, podczas szczegółowych badań okazały się wnosić do wiedzy o mózgu bardzo dużo. Obserwacji tych dokonał nie kto inny, jak właśnie Michael Gazzaniga, światowej sławy neuropsycholog eksperymentalny, przypadkiem tylko mający również niezłe pióro. Co prawda dzisiaj teoria „prawego i lewego mózgu” w psychologii popularnej wymknęła się nieco spod kontroli, jednak z książki dowiemy się jak to jest naprawdę.
Książka przedstawia też rozwój neuronauki - jakie pomysły na funkcjonowanie mózgu mieli na początku naukowcy i jak ich poglądy ewoluowały wraz z kolejnymi danymi z badań. Oprócz nieco filozoficznego wątku determinizmu i wolnej woli, autor rozwiewa też wiele mitów na temat badań o mózgu i tego, na ile z badań możemy snuć ogólne wnioski o innych użytkownikach tego cudownego organu (m.in. podczas wydawania wyroków na salach sądowych).
Choć książka pisana jest lekkim piórem, autor podejmuje tematy z zakresu neurobiologii i badań statystycznych, które mogą utrudniać lekturę. Warto jednak się nie zniechęcać, bo dużo w tej książce jest intrygujących faktów. Szczególnie polecam przeczytać Posłowie – jak dla mnie stanowi świetny… wstęp do książki.
* - cytat z książki
Recenzję napisano dla serwisu LubimyCzytać.pl

poniedziałek, 22 września 2014

Gdzie jesteś, Bernadette? - Maria Semple

Powieści epistolarne zawsze kojarzyły mi się bardziej z literaturą z XVIII i XIX wieku, więc miłym zaskoczeniem było trafić na współczesną wersję tego gatunku.
„Gdzie jesteś, Bernadette” opowiada historię pewnej rodziny mieszkającej w Seattle – Elgina Brancha – geniusza pracującego w Microsofcie, jego żony, ekscentrycznej Bernadette, która przed laty wycofała się z obiecującej kariery architekta oraz ich córki Bee – 14-letniej zdolnej uczennicy. Bee jest jednocześnie narratorem, prowadzącym czytelnika przez meandry zagadkowego zniknięcia jej mamy.
Cała intryga rozpoczyna się od propozycji wspólnego wyjazdu na Antarktydę jako obiecanego prezentu za doskonałe oceny Bee. Przerażona perspektywą przebywania wśród ludzi Bernadette zaczyna planować wyprawę. Z czasem dowiadujemy się, jak trudne są dla niej kontakty społeczne, jak bardzo „zdziczała” rezygnując ze swojej kariery. Do wszelkich zadań organizacyjnych zatrudnia wirtualną asystentkę z Indii, powierzając jej coraz bardziej poufne informacje. Zatroskany stanem żony Elgin postanawia wysłać Bernadette na leczenie psychiatryczne…
Ekscentryzm Bernadette i tragikomiczne wydarzenia z życia bohaterów sprawiają, że powieść czyta się szybko i z uśmiechem na twarzy. Maria Semple całkiem nieźle też pokazuje trudności psychologiczne postaci – lęk przed ludźmi Bernadette, funkcjonowanie nastoletniej Bee po zniknięciu matki, osamotnienie i niezbyt roztropne wybory geniusza informatycznego – Elgina, a wreszcie – emocjonalność i wścibskość uciążliwej sąsiadki z domu obok – Audrey Griffin (to była moja ulubiona postać).
Seria Gorzka czekolada miło mnie zaskoczyła po raz kolejny – to już trzecia książka z tej serii, którą mam w ręku (wcześniej czytałam: "Kolację" i "Im szybciej idę, tym jestem mniejsza"). Choć każda z książek jest inna, łączy je błyskotliwy styl autorów i możliwość doświadczenia w lekkiej formie całkiem poważnych i większych kalibrem przemyśleń o życiu i własnych wyborach.

Recenzja napisana dla serwisu LubimyCzytać.pl



niedziela, 21 września 2014

Nie zapomnij mnie. O tym, jak moja mama straciła pamięć, a ja na nowo odkryłem rodziców - David Sieveking


Dziś Światowy dzień osób chorych na Alzheimera. Z tej okazji zamieszczam recenzję pewnej niesamowitej książki.

David Sieveking w swojej autobiograficznej historii przedstawia trudny fragment swojego życia – odchodzenie jego matki w ramiona choroby Alzheimera. Gorzka to była lektura, osobiście trudno mi było odnaleźć metaforyczną prostotę bycia do jakiej sprowadziło się funkcjonowanie matki autora.
„Nie zapomnij mnie” to studium inteligenckiej rodziny, która była interesująca pod różnymi względami. Rodzice żyli w otwartym małżeństwie, dzieci mówiły rodzicom po imieniu, Sieveking wspomina swoją matkę, dzieciństwo, opowiada o relacjach rodziców i ich powolnym odsuwaniu się od siebie przez lata małżeństwa po zamianę ról pod koniec życia Gretel. A przede wszystkim – jak choroba zmieniła ich wszystkich.
Uderzyła mnie, przyznaję, niedojrzałość autora, jego jednoczesna tego świadomość i ogromna czułość wobec matki, która dała mu idealne warunki do rozwoju, wspierając jego wysiłki na drodze do zostania reżyserem. Ponieważ wspomnienia pisane są z perspektywy syna i filmowca zarazem („Nie zapomnij mnie” jest też filmem), wiele dowiadujemy się o Davidzie, ale też jego refleksjach na temat kręcenia postępu choroby własnej mamy, osuwającej się szybko w otępienie. Podziwiam odwagę z jaką autor pisze o swojej rodzinie, własnych przeżyciach podczas kolejnych etapów choroby:
Kiedy jednak przyjechałem do domu, radość prysła. Nasze Boże Narodzenie definitywnie nie było już tym, czym było kiedyś. Świat dzieciństwa odszedł bezpowrotnie w przeszłość! Tego roku na specjalnym stole nie leżały żadne prezenty, za to niespodzianką był kurz i brud w salonie. Nikt nie postawił choinki ani nie zapalił świeczek (…).
Nie ma w tej relacji ekshibicjonizmu zarzucanego często tak osobistym historiom. Autor dzieli się swoją intymnością i bólem, a także zachwytem nad powolnym odkrywaniem esencji jestestwa Gretel w taki sposób, że czytelnik sam staje się częścią tego świata. Dlatego ta lektura wzbogaca, jak gdyby człowiek sam miał możliwość choć częściowo doświadczyć tego, co przeżywają rodziny chorych na demencję.
Wszystkie cytaty, jeżeli nie zaznaczono inaczej, pochodzą z książki: 
Sieveking David (2013). Nie zapomnij mnie. Wyd. Wieża Babel
Recenzję napisano dla serwisu LubimyCzytać.pl

poniedziałek, 15 września 2014

Itch. Reakcja łańcuchowa - Simon Mayo (tom 2)


Itch powrócił! Po wydarzeniach z pierwszego tomu życie Itchingama Lofte zmieniło się nie do poznania – po pobycie w szpitalu w wyniku choroby popromiennej i po przeszczepie szpiku kostnego w domu Itcha zamieszkała jednostka MI5, mająca na celu chronić jego rodzinę przed potencjalnymi atakami terrorystycznymi. Itch jest bowiem jedyną osobą, która wie, gdzie znajdują się unikatowe egzemplarze pierwiastka o liczbie atomowej 126 – niezwykle promieniotwórczego i niebezpiecznego dla ludzkości.

Zarówno Itch, jak i jego siostra Chloe i kuzynka Jack znajdują się pod ścisłą ochroną, a agenci nie odstępują ich na krok – nawet w szkole. Ma to swoje zalety, bo nawet szkolni prześladowcy muszą się pilnować i trzymać ręce przy sobie. Choć na każdym kroku Lofte’om grozi niebezpieczeństwo, starają się żyć normalnie – Itch dołącza nawet do koła przyrodniczego, gdzie poznaje interesującą dziewczynę, córkę kolekcjonera pierwiastków. Czy Itch będzie miał szansę na pierwszą miłość? Czy w obliczu niecnych planów nemezis Itcha – Nathaniela Flowerdew – skały z pierwiastkiem 126 pozostaną bezpieczne?

Simon Mayo utrzymał poziom po swojej debiutanckiej powieści dla młodzieży i w drugim tomie odkrywa przed czytelnikiem jeszcze więcej chemicznych reakcji i zwrotów fabuły. Jeżeli Cake wzbudził waszą sympatię, w tym tomie spotkacie jego… córkę. Dowiecie się interesujących rzeczy na temat Nicholasa Lofte’a, ojca Itcha. A jeżeli kochacie chemię – poznacie nowe, nieraz zaskakujące zastosowania kolejnych pierwiastków z tablicy Mendelejewa.





Recenzję napisano dla serwisu LubimyCzytać.pl


poniedziałek, 8 września 2014

Itch. Pasjonujące przygody poszukiwacza pierwiastków - Simon Mayo (tom 1)


Zdaje mi się, że gdyby przeprowadzić ogólnopolską ankietę wśród uczniów, mającą na celu stworzenie rankingu ulubionych przedmiotów w szkole, chemia nie zajęłaby wysokiej pozycji. Nie inaczej byłoby w Anglii, rodzinnym kraju Itcha, tytułowego bohatera książki Simon Mayo.

Jednak Itch, wyrośnięty czternastolatek, chemię uwielbia. Świetnym tego dowodem jest jego hobby – chłopak chce skompletować wszystkie pierwiastki z tablicy Mendelejewa.

Poznajemy Itcha w momencie, gdy jeden z jego eksperymentów (po raz kolejny) wymyka się spod kontroli w spektakularny sposób. Jednak utrata brwi w wyniku wybuchu, zakaz matki na przetrzymywanie kolekcji w domu, niedługo stają się przyjaznymi wspomnieniami w obliczu tego, co następuje. Po niefortunnym przytruciu połowy klasy arsenem, Itch nabywa do swojej kolekcji pewną niezwykłą skałę. I wtedy się zaczyna… Okazuje się że kamyk jest radioaktywny i że prawdopodobnie… jest nieznanym dotąd pierwiastkiem, mogącym zmienić przyszłość energetyczną całego kraju i jednocześnie być przenośną bronią atomową. Od tej pory dorwać go pragną wszyscy – jeden z nauczycieli o niejasnej przeszłości, nigeryjska mafia, rząd… Stawka jest wysoka, a Itch do pomocy ma jedynie kilku przyjaznych mu ludzi. Promieniowanie nie jest też bez znaczenia dla jego organizmu. Czy to może się udać?

Simon Mayo napisał naprawdę świetną debiutancką powieść, która w zadziwiający sposób integruje w sobie przygodową książkę dla młodzieży czy informacje z zakresu chemii i geografii.

Nastolatki z grupy wiekowej 10-15 lat będą mieć dużą frajdę towarzysząc Itchowi, Jack i Chloe w tej niesamowitej przygodzie. Nie napisałam nic o kuzynce i siostrze głównego bohatera, wspomnę jedynie, że odgrywają bardzo ważną rolę w jego życiu. Postacie są interesująco skonstruowane, więc każdy powinien znaleźć coś dla siebie.

Recenzję napisano dla serwisu LubimyCzytać.pl


poniedziałek, 1 września 2014

Spustoszenie. Nieopowiedziana historia katastrofy i dyktatury wojskowej w Birmie - Emma Larkin

W 2008 roku w Birmie, w wyniku uderzenia cyklonu Nargis zginęło 138 000 osób, ponad 30 000 zostało uznanych za zaginione. Ponad dwa miliony ludzi straciło dach nad głową, utraciło bliskich, sąsiadów, czy całe wioski, w których się wychowali. Ponieważ w tym czasie, od ponad 40 lat kraj był rządzony przez wojskową juntę, kontrolującą media i życie mieszkańców – pomoc, którą otrzymali poszkodowani była zupełnie nieadekwatna do ich potrzeb. Choć międzynarodowe organizacje pomocowe były gotowe udzielić natychmiastowego wsparcia, nie zostały wpuszczone do kraju lub ich działania było mocno ograniczone. W wyniku tych decyzji do wielu poszkodowanych pomoc po prostu nie dotarła. Stanowisko junty w tej sprawie zmieniło się dopiero po kilku tygodniach, a wtedy dla wielu było już za późno. Książka przepełniona jest scenami z okresu po cyklonie, które pokazują, jak władze „pomagały” ofiarom kataklizmu:

Wkrótce po cyklonie ocaleńców (…) zabrały łodzie wysłane na ratunek przez prywatnych właścicieli bądź władze Bogalay. Chociaż Bogalay też bardzo poważnie ucierpiało w kataklizmie, fala powodziowa była tam niższa i solidniejsze murowane budynki przetrwały. W mieście ocalali z tej wsi schronili się na terenie klasztoru, gdzie dla ludzi pozbawionych dachu nad głową, których było tysiące, mnisi postawili duże namioty. Mieszkańcy Rangunu zaopatrywali ich w żywność i koce. Pili wodę z plastikowych butelek dostarczonych przez Czerwony Krzyż i inne organizacje humanitarne, o istnieniu których nigdy wcześniej nie słyszeli. (…) Lekarz i dwie pielęgniarki zszywali im rany i składali połamane kończyny.

Ale po dwóch tygodniach do klasztoru przyszli przedstawiciele władz miejskich i oznajmili wieśniakom, że mają wracać do siebie. Przed wyjazdem każdy dostał (…) płachtę brezentu, pięciokilowy worek ryżu, paczkę sucharów, cztery opakowania makaronu i butelkę wody pitnej. Tak zaopatrzonych zapakowano ich na łódź i odwieziono z powrotem do wioski. Albo mówiąc ściślej, tam, gdzie kiedyś była ich wieś.

Emma Larkin skupia się na relacjach ludzi, krążących plotkach i teoretyzuje, jak rządzący mogliby usprawiedliwiać swoje postępowanie. Oprócz opisu okoliczności cyklonu, wspomina też o proteście mnichów buddyjskich wobec władz i jego konsekwencjach. Jak wiadomo, również te protesty władze praktycznie zmiażdżyły:

(…) trudno było się pogodzić z tym, że wartości i racja moralna to za mało, gdy przeciwnik ma karabiny i nie zawaha się przed użyciem siły.

Poruszyły mnie opisy decyzji rządzących które pokierowane były obliczeniami astrologów - przeniesienie stolicy czy wysiew rośliny, która miała pokonać czar przywódczyni opozycji - Aung San Suu Kyi, bo miała podobną nazwę lub bezmyślne niszczenie zabytków Rangunu przez socjalistyczną odbudowę - jak w fundamencie był kwadrat budowano jedną wersję, jak koło – drugą.

Choć to niewiarygodne, Birma z tej książki powoli przestaje istnieć. Powoli, powolutku do władzy doszła opozycja i nadeszły zmiany. Kraj czeka jeszcze długa droga, więc wybierając się do kraju warto poznać jego historię i rzeczywistość w jakiej żyli Birmańczycy do całkiem niedawna.  
 

Sample text

Sample Text

Recent Comments Widget

Sample Text