Social Icons

czwartek, 5 grudnia 2013

Portrety nie tylko sławnych osób z dysleksją - Marta Bogdanowicz

Odnoszę takie wrażenie, że współcześnie mało mówi się o trudnościach w czytaniu i pisaniu jako o autentycznym doświadczeniu kilkunastu procent populacji. Jeżeli temat dysleksji jest gdzieś poruszany, zazwyczaj dzieje się to w kontekście krytyki i potępienia dla praktyk załatwiania sobie opinii. Ponoć w Internecie jest kilka poradników jak symulować dysleksję podczas testów. A, no i jeszcze niedowierzanie społeczeństwa (widoczne w komentarzach pod artykułami na temat dysleksji) co do istnienia zaburzenia i twierdzenie, że jest ono tylko i wyłącznie objawem zaniedbań edukacyjnych i po prostu – lenistwem.

Co właściwie wiadomo o dysleksji? Powszechnie chyba kojarzy się z nieuleczalnym robieniem błędów ortograficznych. Problem ma jednak znacznie więcej odsłon. O dysleksji można mówić, gdy dziecko uczące się z rówieśnikami, mające inteligencję w normie, bez poważnych wad wzroku czy słuchu nie może nauczyć się czytania (lub pisania). Stąd o dyslektykach mówiło się „zdolny leń”, bo przecież dziecko bystre, wiadomości ma, ale czytania (pisania) za nic nie może opanować. No to pewnie mu się nie chce. Dyslektyk, pisząc, będzie sadził błąd na błędzie (niektórzy podczas pisania w ogóle nie widzą błędów, nieraz nie są w stanie ich zobaczyć nawet podczas sprawdzania tekstu) pomimo doskonałej znajomości zasad ortografii. Podczas czytania może doświadczać migotania liter, co skutecznie uniemożliwia szybsze czytanie. Na szczęście, są sposoby radzenia sobie z tymi trudnościami. Dysleksję ma się całe życie. Dlatego tak ważna jest wczesna diagnostyka (można obejmować opieką dzieci zagrożone dysleksją już w wieku 3 lat, zanim w ogóle zaczną naukę czytania!). Aktualnie prowadzone są badania z zastosowaniem rezonansu magnetycznego, które pozwolą wykrywać dysleksję nawet w wieku 6 miesięcy (!). Wstępne wyniki są obiecujące, więc może skończą się dzięki temu "lewe" zwolnienia. Czasami posiadanie dyslektycznego umysłu daje pewne zalety,  bo dyslektyk musi myśleć nieco „inną drogą” by dojść do tego samego pomysłu. Warto też pamiętać, że dysleksja jest dziedziczna. Dlatego jeżeli jesteś dyslektykiem, warto bacznie obserwować swoje dziecko i poddać je odpowiednim badaniom jak najwcześniej, by gdy pójdzie do szkoły miało jak najmniej trudności. A na pewno będą one mniejsze, jeżeli zadziała się tak wcześnie.

Książka Marty Bogdanowicz pozwala nam niejako dotknąć problemu dysleksji poprzez kontakt z osobami nią doświadczonymi. Zaczynamy od sławnych postaci, takich jak Thomas Edison, Albert Einstein czy Adam Mickiewicz (!). Najciekawszą lekturą były dla mnie listy dyslektyków (też polskich) – profesorów, lekarzy, inżynierów, ale też osób, które przez dysleksję trafiły do szkół specjalnych, co uniemożliwiło im rozwój w wymarzonym kierunku (kiedyś dziecko, które nie mogło nauczyć się czytania, przy niesprzyjających warunkach mogło być uznane za upośledzone i posłane do szkoły specjalnej).

Historie opisane przez bohaterów książki nieraz są bardzo przykre. Związane są ze szkołą, okrutnymi nauczycielami, niewłaściwym postępowaniem dorosłych, błędną diagnostyką, brakiem docenienia przez kadrę szkolną, potwornym stresem przed odpowiedzią ustną… Szczęśliwie są tam też dobre strony – uważni nauczyciele, waleczne matki, wytrwali uczniowie, którzy nie dawali się wepchnąć w przygnębiające „nie oczekuj zbyt wiele od siebie”.

Uczyłam się nieco o dysleksji, trochę też o niej czytałam. Jednak dopiero poznanie od środka różnych trudności z jakimi borykają się dyslektycy, zrozumiałam jak ważne jest to, że można taki papierek dostać. Że można uniknąć czytania na głos przed całą klasą czy możliwość oceniania prac pisemnych pod względem merytorycznym, z pominięciem błędów. Są ludzie, którzy dzięki takim opiniom mogą ciężko pracować, ale w bezpiecznej atmosferze. Nie zaś w zagrożeniu ciągłymi porażkami i kpinami, co było na porządku dziennym zaledwie kilkadziesiąt lat temu (co mówię, do dziś się zdarza…). Ilu ludzi przez takie doświadczenia przerwało edukację, zrezygnowało z samorealizacji? Ile osób z dysleksją nabawiło się zaburzeń emocjonalnych i lęków przez bezsensowne stukrotne przepisywanie słów z błędami?

Książka była dla mnie wzbogacającą lekturą, zarówno komentarze autorki, jak wybrane przez nią listy były wciągające i nieraz poruszały. Polecam serdecznie każdemu, nie tylko osobom zainteresowanym w jakikolwiek sposób dysleksją.
 

Sample text

Sample Text

Recent Comments Widget

Sample Text